niedziela, 8 czerwca 2014

****

Moja historia zdaje się utknąć w martwym punkcie. Otóż nie. Zabieram się do kontynuowania opowieści.

Skończyłam chyba na tym, jak musiałam zostać w szpitalu aż do porodu. Nie było to dla mnie nic strasznego i nie stresowałam się tym. Wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że będę pod opieką lekarską. Bezgranicznie ufałam, że nic złego mnie nie spotka. Liczyłam dni. 1. lutego zostałam w szpitalu, a mój termin porodu to 6. kwietnia. Kawał czasu tam spędzę - myślałam.

Gdy przyjmowali mnie na odział, trwało to być może pół dnia. Chodziło przede wszystkim o moje dokumenty, o to że komputery nie rozumieją, że ktoś może posługiwać się Osobistym Numerem Narodowym, zamiast Peselem. Przez głowę przeszła mi myśl, że gdyby świat nie był tak skomputeryzowany, założyliby mi teczkę z dokumentami i zostałabym przyjęta raz-dwa.

Zrobili mi wtedy również serię badań. Podczas badania KTG mój wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie.. Nie mogło być inaczej. Była przepiękna. Do dziś myślę z resztą, że to najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałam. Drobna, o idealnej figurze. Piękne, kręcone, długie, brązowe loki upięte delikatnie. Duże,brązowe oczy, idealne rysy twarzy. Przechodziła pokoju do pokoju oprowadzając grupę zagranicznych studentów i mówiąc do nich po angielsku. Idealnym angielskim, z resztą. Pachniała pięknie, ale chyba nie drogimi perfumami. Zapewne jej fartuch był świeżo wyprany i skąpany w kwiatowym płynie do płukania.
Szczerze? Pozazdrościłam jej urody. Moje słowa nie potrafią oddać tego, jak bardzo była piękna, ale wiem, że wtedy pomyślałam, że chciałabym tak wyglądać. Wówczas nawet na stole operacyjnym wyglądałabym jak milion dolarów. Głupia byłam. Jakby to, jak człowiek wygląda, miało jakiekolwiek znaczenie.

Przyjęli mnie wreszcie na oddział. Pożegnałam się z mężem, który obiecał, że gdy tylko będzie mógł, będzie przyjeżdżał. Wiedzieliśmy, że nie będzie to zbyt często, bo musiał chodzić do pracy, a dzieliło nas niemało kilometrów. Około 180.
Obiecałam mu, że będę dzwonić zawsze. Zawsze, po każdej wizytacji lekarskiej. Zawsze, po każdym badaniu. Będę mu przekazywać wszystko, co mówią lekarze. Będę pamiętać o tym, że mogę czegoś zwyczajnie nie zrozumieć a wtedy bez wahania muszę powiedzieć "Stop. Nie zrozumiałam. Proszę to powiedzieć mojemu mężowi, bo on lepiej zna bułgarski, niż ja. W końcu jest Bułgarem." I miałam się niczym nie krępować, jeśli nastanie taka sytuacja, bo to sprawa życia i śmierci.
Byłam dobrze przygotowana. Mój bułgarski nie był wtedy bardzo dobry i wciąż się uczyłam, ale zanim poszłam do szpitala, wypisałam na kartce wszystkie słowa, jakie przyszły mi do głowy, przetłumaczyłam je i nauczyłam się ich. Pępowina, łożysko, cesarskie cięcie, rozwarcie, skurcze...
A w razie czego, pod ręką słownik, a w pod drugą ręką tablet z internetem. Będzie dobrze. Dogadamy się.

Nauczyłam się wtedy poprawnie kręcić głową. Jak wiadomo, w Bułgarii gdy mówisz "nie", musisz pokręcić głową na "tak". Jeśli natomiast pokręcisz głową w taki sposób, w jaki robi to cała reszta świata, to wtedy to co mówisz nie będzie miało znaczenia! Ile to razy miałam w szpitalu podobne sytuacje:
Poranna wizytacja lekarska. Doktor, położna i sznurek studentów. Pytanie od lekarza - "Czy czuje pani ruchy dziecka?". Odpowiadam - "tak", ale odruchowo kręcę przy tym głową w górę i w dół, co Bułgarzy rozumieją jako "nie". Natychmiast stado ludzi wokół mnie zabiera się do badania, a doktor już szykuje mi pogadankę, że chyba jestem niepoważna. Nie czuję ruchów dziecka  i tak sobie spokojnie leżę i o tym mówię. Powtarzam zatem jeszcze raz, głośno wyraźnie i odpowiednio przy tym kręcąc głową - Tak, mówię - TAK. Czuję ruchy dziecka. Proszę słuchać tego co mówię, a nie patrzeć na to, jak kręcę głową.
Następna sytuacja. "Czy coś panią boli?" Odpowiadam, że nie, ale oni znów reagują na moje bóle i dopytują się gdzie mnie boli i jak mocno. Oszaleć można. W szpitalu nauczyłam się kontrolować odruchowe ruchy głowy, bo bez tego taka szopka pojawiałaby się co chwilę.

Czułam się świetnie. Mijał dzień za dniem. Nic mnie nie bolało. Wszystko będzie dobrze. Byłam spokojna i ... chyba po prostu byłam naiwna.

4 komentarze:

  1. Wiele przeszłaś, podziwiam Cię. Ciąża w połączeniu z chorobą....nie mogę tego sobie wyobrazić i każde słowo, którego użyję, będzie nie na miejscu. Czekam na kolejne rozdziały opowieści, ten przeczytałam ze łzami w oczach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Twarda kobietka z Ciebie. Podziwiam Cię, że dałaś radę przejść to wszystko, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Silna jesteś. Silna i wytrwała.

    PS

    O mamo, z tym kręceniem głową to serio niezła "zabawa".

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tym odwrotnym kręceniem głowy wcale Ci się nie dziwię, że się myliłaś. Czekam na to co było dalej. Silna babka z Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony przez Was komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
Bardzo serdecznie za niego dziękuję.