piątek, 26 września 2014

Skalne grzyby

Legendy i podania ludowe uwielbiam! Większość polskich legend są mi dobrze znane, dlatego z tym większą przyjemnością słucham, czytam i poszukuję bułgarskich opowieści niezwykłych, z palca wyssanych, ale jakże ciekawych. Ponoć w każdej legendzie tkwi ziarenko prawdy i chyba tak jest. Niech tym ziarenkiem prawdy będzie Smocza Jama na Wawelu, świadcząca o obecności wielkiego, strasznego smoka. Niech tym ziarenkiem będzie Syrenka Warszawska. Siła tej legendy jest tak wielka, że syrena stała się symbolem Warszawy i godłem warszawskiego herbu.
Niech tym ziarenkiem prawdy, łącznikiem między ludzką wyobraźnią, a brutalną bezdusznością logiki i nauki będą wreszcie ... skalne grzyby!


                                 

Legenda o skalnych grzybach
Podobno przed wiekami w antycznym mieście Perperikon* żył pewien człowiek, któremu na imię było Raduil. Posiadał cztery przepiękne córki. Pewnego razu młode dziewczyny poszły po wodę wychodząc poza granice Perperikońskiej twierdzy. Nagle na wzgórzach za rzeką zobaczyły ogromną hordę tureckich najeźdźców. Przerażone dziewczyny biegiem wróciły do zamku. Ich oczom ukazał się straszny widok - zaciekła walka mieszkańców osady z najeźdźcami. Wielu bojowników poniosło śmierć.

Piękne siostry Raduila nie umknęły uwadze przywódcy hordy. Podjechał na koniu do pięknych dziewczyn, chcąc na nie spojrzeć i ocenić ich urodę. Jego zamiarem było wybranie sobie najpiękniejszej za kochankę, a z pozostałych sióstr uczynić niewolnice. Gdy się do nich zbliżył, dziewczyny ogarnęła wściekłość! Każda z nich chwyciła to, co miała pod ręką - gałęzie, kamienie i zaczęły ciskać nimi w złego najeźdźcę. Przestraszony koń stanął na czterech łapach, zrzucił na ziemię okrutnika, a dziewczyny migiem uciekły do lasu.

Ruszył za nimi wierny przyjaciel przywódcy - Omur. Dogonił dziewczyny i trzymając szablę w ręku zamachnął się, odcinając głowę jednej z sióstr. Gdy tylko jej głowa spadła i dotknęła ziemi, przeobraziła się w skalnego grzyba. Zamachnął się i w ten sam sposób zabił pozostałe dwie dziewczyny, z którymi wydarzyło się to samo. Zamieniły się w kamienne grzyby. Omur zsiadł z konia, ale zanim zabił ostatnią dziewczynę, ta sama nagle zamieniła się w grzyba z kamienia.

Przestraszony wziął się za ucieczkę, ale przy pierwszym kroku zamienił się w głaz. Ludzie i dziś znajdują samotną skałę w pobliżu kamiennych grzybów.


* O antycznym mieście Perperikon opowiem następnym razem :)



Dwie siostry zabite za jednym zamachem

Głaz - morderca czterech sióstr. Z tyłu po prawej - czwarta siostra




Tak oto pięknie i niezwykle brzmi stara bułgarska legenda. Fakty natomiast są inne. Skalne grzyby są fenomenem przyrody. Znajdują się w blisko wsi Beli Płast w pobliżu miasta Haskovo.
Te skały to wulkaniczne tufy ryolitu.

3-hektarowy obszar, na którym się znajdują od 13 maja 1974 roku uznany został jako chroniony pomnik przyrody. 

wtorek, 23 września 2014

Ryba urodzinowa

W zeszłym tygodniu mężowi stuknęła 30-tka! Impreza urodzinowa planowana była od dawna, a że urodziny wypadały mu akurat w środę, byłam przekonana, że świętować, balować i pić do białego rana będziemy w sobotę.
Ale! Mój mąż nie byłby sobą, gdyby nie informował mnie o sprawach na ostatnią chwilę. Widziałam cały wtorek, że do nikogo nie dzwoni, nikogo nie informuje o imprezie, nikogo nie zaprasza. Było dla mnie więc jasne jak słońce, że w środku tygodnia jedynie złożymy mu życzenia, a do urodzinowego stołu zasiądziemy na weekendzie, gdy większość naszych przyjaciół będzie miało wolne w pracy.
W środę rano mąż spytał - a jak Ty tę rybę to musisz chyba odmrozić, co nie?

Myślałam, że go uduszę. Tak, odmrozić miałam ją dzień wcześniej przed imprezą i przygotować ją również dzień wcześniej przed imprezą. A w dzień imprezy miałam robić tort i sałatki! Ale nieeee.... Przecież równie dobrze mogę zrobić wszystko na ostatnią chwilę....

Tak więc na tort brakło mi czasu i zamiast niego był SZCZUPAK URODZINOWY.



Hristo uwielbia łowić ryby. Jakiś czas temu oznajmił, że jedzie nad jezioro. Powiedziałam mu, że bez ogromnego szczupaka ma nie wracać do domu   :P    bo tenże szczupak będzie mi potrzebny na urodziny. Słowa dotrzymał :) Nie wiem jakim cudem, ale dowód na to, że złowił, a ni kupił, mi przedstawił:


  

3-kilogramowy szczupak zamieszkał w naszym zamrażalniku i czekał na uroczysty dzień. Nigdy, przenigdy w życiu nie patroszyłam ryby i wzdrygam się na samą myśl, ale czego się nie robi dla męża. Kiedyś oglądaliśmy razem zupełnie przypadkiem program "Smaki polskie" na TVP Polonia i tam właśnie widzieliśmy ten przepis. Postanowiłam wtedy, że zrobię taką rybkę, jako królewską potrawę na jego urodzinowym stole. Przepis znaleźć można klikając TUTAJ.


Więc cóż, solenizant został ukarany za to, że raczył zawalić mnie robotą na ostatni moment i torta na urodzinowym stole brakło. Za to rybka - pierwsza klasa. Przyszło kilku znajomych, a Kalina - istny aniołek! Zupełnie jakby wyczuła, że ma grzecznie spać. Położyłam ją spać o 20.00, zasnęła niemalże natychmiast i przez całą noc spała jak suseł. Nie raczyła się przebudzić ani na sekundę, ani jeden raz. Co czasem wstaję do niej w nocy dać jej się napić. Tym razem jakby wiedziała, że mama z tatą imprezują, więc nie będzie im przeszkadzać. Znajomi nawet mówili, że pewnie Kaliny nie ma, że tak cichutki śpi i głosy dochodzące z salonu jej nie budzą. Myśleli nawet, że zostawiliśmy dziecko u teściów, tylko ściemniamy, że śpi :) Balowaliśmy do 3.00 w nocy. Cieszę się, mimo że byłam wyczerpana i za kilka godzin miałam wstać do dziecka, założyć uśmiech na usta i zapomnieć o bólu głowy, to cieszę się, że impreza się udała, że bawiliśmy się dobrze, że te urodziny były dla męża niezapomniane.



sobota, 20 września 2014

Kiedy dziecko stawia pierwsze samodzielne kroki

Można śmiało powiedzieć, że Bułgaria to jeden z najbardziej przesądnych krajów na świecie. Każda okazja jest dobra do częstowania bliskich pitą, co ma przynieść szczęście i zdrowie!

Jest całe mnóstwo okazji, gdzie postępując według tradycji, robi się to "za zdrave". Tym samym Bułgarzy powinni być i najzdrowszym narodem na świecie, bo na prawdę bardzo, bardzo się o to starają - to za zdrowie, tamto za zdrowie. Dziecko się urodziło - częstujemy bliskich za zdrowie, dziecko wyszło ze szpitala i przynieśliśmy je do domu - częstujemy bliskich za zdrowie, dziecko ma urodziny - częstujemy bliskich za zdrowie, dziecko stawia samodzielne kroki - częstujemy bliskich za zdrowie.

Boże drogi, niech choroby omijają ten naród szerokim łukiem, bo oni przecież stają na rzęsach, żeby zdrowie mieć.

Pamiętam, kiedy leczyłam raka i nie wolno mi było jeść absolutnie niczego słodkiego, Kalina w tym czasie wychodziła ze szpitala. Przywieźliśmy ją do domu i teściowa postępowała według starobułgarskiego zwyczaju - częstowała bliskich słodką bułką z rodzynkami - za zdrowie Kaliny, rzecz jasna. Odmówiłam, powiedziałam, że wie przecież, że ja słodkiego nie mogę jeść. Odmawiam i robię to dla swojego zdrowia. Teściowa na to: "Ale MUSISZ zjeść za zdrowie Kaliny".
Ok. Jedząc maleńkiego kęska dotarło do mnie, że nie zawsze tradycje mają symboliczne znaczenie. Dla niektórych miewają one znaczenie bardzo dosłowne.



Kiedy dziecko stawia pierwsze samodzielne kroki:

* Moment ten jest powodem do pewnego rodzaju rodzinnego święta, które ma nawet swoją nazwę - "Prestapułka" - znaczy ono tyle, że dziecko przestąpiło, przechodziło, po prostu zaczęło chodzić.

* Prestapułkę wyprawia się dziewczynkom w środę, a chłopczykom w piątek. Znaczy to, że nawet jeśli dziewczynka postawiłam pierwsze kroki w czwartek, to musi czekać sześć dni, do środy, na swoje święto.

* Dzień wcześniej należy zamówić w piekarni pitę na prestapułkę, gdzie osoby tam pracujące będą od razu wiedziały, co to jest. Taka pita ma być dekoracyjnym ciastem drożdżowym. Coś jak nasza polska chałka. Zdjęcia przykładowych pit na prestapułkę można zobaczyć klikając TUTAJ lub TUTAJ.  Zobaczcie, warto! Te pity są bardzo piękne.
Jeśli matka piecze sama pitę, ważne jest, by dwoje jej rodziców żyło. Jeśli którychś z nich nie żyje, wtedy niech pitę piecze ktoś inny z rodziny, lub najlepiej zamówić wówczas z piekarni.

* Pierwszy kawałek pity przeznaczony jest dla gwiazdy przedstawienia - samego dziecka, które chodzi. Kolejne kawałki są dla innych uczestników prostapułki.

* Mama odwiedza swoich bliskich znajomych, rodzinę, sąsiadów i częstuje ich kawałkiem pity i miodem, chwaląc się przy tym, że jej dziecko może już samodzielnie chodzić. Ci zaś wręczają matce symbolicznego pieniążka w postaci 2-5 lv, życząc przy tym dziecku zdrowia.

* Bardzo ważne jest, by pitą poczęstować jakieś dziecko starsze od naszego. Takie, które już chodzi bardzo stabilnie, bez niczyjej pomocy, które jest pewne swoich kroków. Ma to doprowadzić do tego, że wkrótce i nasze dziecko będzie takie pewne siebie w chodzeniu.

* Według tradycji należy na ziemi rozłożyć białe prześcieradło. Na nim pokruszyć kawałeczek pity. Postawić niewielki stoiczek z przeróżnymi przedmiotami. Niech to będą nap. okulary, książka, telefon. Postawiamy nasze dziecko przed prześcieradłem, a ono samodzielnie mam za zadanie podejść do stoliczka i wziąć z niego to, co chce. Jego wybór świadczy o tym, kim będzie w przyszłości. Powiedzmy, że wybierając okulary, będzie mądrym uczonym, a wybierając piłkę - będzie sportowcem, grzebień - będzie fryzjerem....

* Mówi się, że kiedy matka rozdając pitę śpieszy się, biega, jest bardzo energiczna i goni ją czas, to wtedy dziecko szybko wyjdzie za mąż/ożeni się.

Podsumowując - pierwsze samodzielne kroki naszych dzieci to wydarzenie bardzo ważne! Niesie za sobą okazję do rodzinnego, zabawnego świętowania. Tych chwil nie da się zapomnieć i wspomina się je po latach z uśmiechem na twarzy.
Jakkolwiek dziwnie by nie brzmiały powyższe zwyczaje, robi się je z czystego serca i dla dobra ukochanego dziecka.


****************************************************************************************

Moja Kalina chodzi od niedawna. Cały czas jestem w wielkim szoku i ciesze się strasznie, że nareszcie może chodzić!  Jestem z niej dumna i jednocześnie cała się trzęsę ze strachu, widząc, jak ona nie patrzy gdzie chodzi! Zupełnie nie zwraca uwagi jak chodzi, w co wchodzi. Jej kroki są bardzo niepewne i niestabilne. Nie żebym się tym przejmowała, wiem, że to minie i że to są jej początki, jednak na spacerze stale się boję, że sobie nabije guza. Praktyka jednak czyni mistrza, a i Kalina chodzić nauczy się porządnie i pewnie. Wszystko z czasem.

Co do prestapułki - skoro dziewczynkom robi się prestapułkę w środę, więc ja jej prestapułki nie robiłam. W środę mój mąż miał urodziny i miałam ręce zawalone robotą. Placki, sałatki, sprzątanie i cała reszta. Ale moja teściowa zadbała o bułgarskie zwyczaje i zamówiła pitę, poczęstowała wszystkie swoje koleżanki i sąsiadki. Chodzenia po prześcieradle w poszukiwaniu przyszłości również córce nie zafundowałam, bo ja jej życzę, żeby była kim chce. Fryzjerem, kasjerem, uczonym, dziennikarzem, czy piekarzem - niech robi w życiu to, co sprawi jej radość i da jej spełnienie, a nie to, co ja sobie dla niej wymarzyłam i postawiłam na prześcieradle. 










Kalina chodzi! A ja mogę już spać spokojnie :)

piątek, 12 września 2014

POSZŁA!

Relacja z ostatniej chwili! :D  :D  :D  :D


Przedpołudniowy spacer. Ruszyłyśmy z Kalinką w wózku, zaliczyłyśmy kilka miejsc, w które miałyśmy się udać i na koniec weszłyśmy do sklepu z artykułami dziecięcymi. Kalina dziś przebudziła się bardzo wcześnie, jak nigdy, o 6.00 rano! Więc na spacerze była kapryśna i zmęczona. Wzięłam ją zatem do sklepu na ręce i gdy sięgałam po portfel zostawiłam Kalinę na ziemi, żeby trzymała się mojej nogi.

A ona... poszła!!!! :D Puściła moją spódnicę, poszła pooglądać co jest tu, co jest tam, dokąd prowadzi ta alejka, a co to jest za zabawka. Jak zbadała teren, to poszła do drzwi, wyjrzała przez nie. Zostawiła mnie z szeroko otwartymi ustami!

Mówię do sprzedawczyni - "Widzisz to? Widzisz? Ona idzie, chodzi, chodzi!!!"

Kalinka mnie usłyszała i przybiegła do mnie i już za Chiny ludowe nie chciała puścić mojej nogi. Zawstydziła się i przypomniała sobie, że przecież jest śpiąca i marudna. Wróciłyśmy do domu. Wysadziłam ją z wózka, a ona przeszła cały przedpokój sama ( :D :D :D ). Oszalałam z radości.

Po czym ostudziła moją radość, siadła i już więcej nie pokazała, co potrafi. O dalszym chodzeniu nie było mowy... Nakarmiłam ją więc, teraz śpi. A ja się nie mogę doczekać, kiedy się wyśpi, bo chcę sprawdzić, czy on a już chodzi, czy tylko sobie ze mnie chciała jaja zrobić :) Dać mi nadzieję i wrócić z powrotem na czworaka...

Ale jestem podekscytowana!!! Kurczę... Bycie mamą daje strasznie dużo emocji :)

sobota, 6 września 2014

Ach.. Żeby tak móc zjeść ciastko i mieć ciastko... czyli mój kraj idealny!

W życiu czasem bywa tak, że stajemy przed trudnymi wyborami. Wszyscy ci, którzy żyją poza granicą swojej ojczyzny, wiedzą dobrze o czym mówię. Każdy z nich miał jakiś swój powód, dla którego tam się znalazł, a życie na emigracji - czy to zarobkowej, czy jakiekolwiek innej, bywa czasem dosyć trudne.

Gdyby tak można było tańczyć na dwóch weselach jednocześnie, i gdyby tak dało się nie musieć wybierać,  i gdyby tak dało się.... żyć w kraju idealnym!

"Twój idealny kraj" to temat wrześniowego projektu Klubu Polki na Obczyźnie. W tym miesiącu Polki piszą o swoim idealnym kraju złożonym z pięciu cudownych cech Polski i pięciu cudownych cech kraju na obczyźnie.

Bułgaria.....
Bułgaria znajduje się gdzieś na szarym końcu Europy. Biedny, zapuszczony kraj, w którym to życie nie jest łatwe.

Oto moja wspaniała piątka z Polski. Gdybym to wszystko tu miała, pewnie żyłabym w kraju idealnym.

1. Bliscy

Nikogo chyba nie dziwi, że marzę o tym, by jak za sprawą czarodziejskiej różdżki móc mieć wszystkich swoich krewnych przy sobie. Móc pójść na kawę do kuzynki, spędzać dużo czasu z cudowną chrześnicą, razem z mamą lepić pierogi i kisić ogórki na zimę!
Do tego tak zwyczajnie spotkać się z przyjaciółką i być zawsze przy niej wtedy, gdy mnie potrzebuje. Choć i tak wierzę w prawdziwą przyjaźń, której nie zmieniają dzielące kilometry. Sama mam dwie serdeczne przyjaciółki. Poza tym znam tutaj pewną kobietę, która mieszka od 40 lat w Bułgarii. Jej najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa to pani, która wyszła za mąż za Niemca i mieszka w Niemczech. Mimo to kobiety kiedyś stale do siebie pisały listy, teraz stale od siebie  dzwonią. Na każdych wakacjach planowały tak urlop w Polsce, by mogły się raz  w roku spotkać. Dziś spotykają się w Polsce na wakacjach emerytek :) Można? Można.
Ale mimo to, wolałabym mieć bliskich przy sobie, coby mogło być - jak głosi temat posta - idealnie!


2. Klimat

W moim kraju idealnym będzie polski klimat. Nie będzie 40 stopniowych upałów! Będzie czuć świeżość w powietrzu, a nie suchość, za którą idzie wszędobylski pył i kurz. Będzie zielona trawa, a nie brązowa i spalona słońcem. I złota polska jesień. A jak spadnie śnieg, to taki, który nie zamieni się natychmiast w chlapę.

3. Infrastruktura

Tak, w Bułgarii bywa brzydko. Stan budynków niekiedy woła o pomstę do nieba. Chodniki, gdyby miały czoło, to pewnie na czole wyryte miałyby "błagamy o remont". Bułgaria wygląda trochę tak, jak Polska 20 lat temu. I tego bym chciała! Wielkich, widocznych zmian, jakie następują w Polsce na naszych oczach. Za każdym razem, gdy przyjeżdżam do mojego rodzinnego miasta, nie mogę go poznać.
To zabrałabym z Polski do mojego kraju idealnego - świeżość budynków, wszechobecne żywe kolory, powiew nowoczesności.

4. Grzybobranie

Oszalałam, prawdziwków mi brakuje do szczęścia... A no brakuje.  Nie byłam na grzybach od wielu lat, a grzybobranie jest przecież takie... polskie!
Zapach lasu, poranne spacery w gumiakach, radość ze znalezionego grzyba, przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie, ich czyszczenie i suszenie. I ten cudowny zapach! A później - wigilijne pierogi z kapustą i grzybami!
Ktoś by powiedział - idź zatem w Bułgarii na grzyby. Byłam. Ale to nie to samo. Zamiast lasu - polanka, zamiast prawdziwków i kozaczków - wyłącznie kurki.
Nie, to nie to samo. Suchy klimat Bułgarii nie da mi nigdy takiej satysfakcji ze zbierania grzybów, jak Polska!

5. Wszystkich Świętych

To święto, za którym bardzo tęsknię. Od wielu lat Wszystkich Świętych spędzam poza granicą Polski. I jest mi zawsze wtedy bardzo przykro, gdyż tu w Bułgarii w tych dniach nie dzieje się absolutnie nic, a w Polsce klimat wtedy jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Lubię tę zadumę nad grobami bliskich, lubię to chryzantemowe szaleństwo, lubię wieczorne spacery przy blasku tysiąca zniczy, lubię tłumy ludzi na cmentarzach, które o czymś właśnie świadczą. O czymś bardzo ważnym - pamięci o zmarłych, wspólnej modlitwie, jedności narodowej.
Bułgarzy, owszem, swoją pamięć o bliskich zmarłych również okazują, ale jak to robią, opowiem dopiero .... w listopadzie!


A teraz powiem, że mimo tego, że Bułgaria znajduje się gdzieś na szarym końcu Europy, że jest biednym i zapuszczonym krajem, w którym życie nie jest łatwe, mimo tego, że nie jest tu idealnie, że wiele rzeczy prosi się o ulepszenie, że budynki są zaniedbane a drogi dziurawe, to jednak jest wiele, całe mnóstwo innych rzeczy, które w Bułgarii kocham. Bo Bułgaria to nie tylko równe czy mniej równe chodniki. To ludzie, tradycja, folklor, przyroda, historia, zwyczaje, ludzka mentalność i podejście do życia. Bo nie tylko to, co widać gołym okiem, można poddawać krytyce i uważać za piękne.
Pomimo wszystko (!) zawsze powiem, że Bułgaria jest piękna.

Oto moja wspaniała piątka z Bułgarii, która w połączeniu z powyższymi cechami Polski, sprawiłaby, że moja Polgaria byłaby dla mnie krajem idealnym.

1. Krajobrazy

Turyści przyjeżdżający do Bułgarii zazwyczaj wypoczywają nad Morzem Czarnym. Niewątpliwie jednak i w głębi kraju jest wiele ciekawych miejsc. Bułgarskie pasmo górskie Rodopy jest jednym z najpiękniejszych w Europie. Nie będę tutaj piała z zachwytu nad bułgarską przyrodą, bo jakichkolwiek epitetów bym tu nie użyła, żadne słowa nie oddadzą tego, co zobaczyć mogą oczy.
Zainteresowanych zapraszam do Bułgarii, a na zachętę polecam obejrzeć TEN filmik na youtube.

2. Usługa ekspresowa

Ten aspekt będzie bardzo praktyczny. Chodzi o ekspresową usługę w urzędach przy tworzeniu dokumentów. Funkcjonuje tutaj pewien system, który nie rozumiem, czemu dziś w XXI w. nie zaistniał jeszcze w Polsce.  Mianowicie dokumenty takie jak dowód osobisty czy paszport można odebrać jeszcze tego samego dnia, w którym złożyło się wniosek. Oczywiście normalny czas oczekiwania to jeden miesiąc, ale jeśli komuś zależy na czasie, to może bez najmniejszego problemu dostać dokument za kilka godzin. Za dodatkową opłatą. Nie orientuję się, jaka to opłata. Przypuszczam nawet, że nie jest ona niska. Ale mimo to, uważam że jest to doskonała sytuacja dla tych, którzy paszport potrzebują na już. Wiem, że w Polsce odbiór dokumentu może potrwać do miesiąca, w praktyce trwa to około 2 tygodni, szczęściarze mogą liczyć nawet na jeszcze szybszy odbiór, ale tak od zaraz - nie ma mowy. A powinna być taka opcja, że "chcesz-płacisz-masz".


3. Leczenie

Los chciał, że w Bułgarii byłam w ciąży, urodziłam dziecko, wcześniaka, który leżał 2 miesiące w szpitalu. W Bułgarii zdiagnozowano u mnie raka, w Bułgarii przeszłam operację i długą chemioterapię. Wszystko to wiązało się z ogromem wizyt u przeróżnych lekarzy. Dziesiątki rozmaitych nieustannych badań i pobytów  w różnych szpitalach.  Mogę zatem śmiało wypowiedzieć się na temat bułgarskiej służby zdrowia.
Jest dobrze. Nie każdy lekarz jest wybitny, ale są tu również prawdziwi i rzetelni specjaliści. Przede wszystkim jest tak, jak być powinno. Człowiekowi coś dolega - idzie do lekarza, leczy się. Nie czeka miesiącami na wizytę w gabinecie lekarskim. Gdy powiedziałam mężowi, ile w Polsce czasami czeka się do lekarza, nie uwierzył mi. Stwierdził, że przesadzam i na pewno nie jest tak, jak mówię. Po prostu nie mieści mu się w głowie, że na wizytę nie tylko w państwowej, ale i w prywatnej służbie zdrowia, można czekać około miesiąca, już nie mówiąc o wielu miesiącach, a nawet latach.
Tutaj coś takiego jest nie do pomyślenia. Gdy tutaj zdiagnozowano u mnie nawrót choroby tarczycy, jeszcze tego samego dnia, w którym odebrałam wyniki badań, byłam już po konsultacji u endokrynologa i zaczęłam leczenie. A w Polsce pamiętam, że na wizytę w prywatnym (!) gabinecie czekałam miesiąc.
Podczas chemioterapii miałam problemy z sercem. Lekarz rodzinny skierował mnie na badania do kardiologa, u którego byłam jeszcze tego samego dnia i wykonałam komplet badań. I to nie dlatego, że byłam specjalnym pacjentem, chorym na raka, więc z jakimś domniemanym przywilejem pierwszeństwa. Nie. Tak po prostu tu jest. Jest problem - idziesz do lekarza - leczysz się.

4. Baniczkarnice
Miasteczko, w którym mieszkam znajduje się zaledwie 15 km od Turcji. I jest tutaj może jedno jedyne miejsce, gdzie można zjeść tureckiego kebaba. Dla porównania taki Rzeszów, który znajduje się około 1 500 km od Turcji, ma całe mnóstwo miejsc z tureckim fast foodem.
Wniosek? Popyt rodzi podaż. Tu w Bułgarii niewielu ludzi ma ochotę na kebaba, bo wszyscy Bułgarzy od wieków mieli, mają i z pewnością będą mieć ochotę na rodzimą baniczkę. Baniczki to różnego rodzaju wypieki z ciasta francuskiego z nadzieniem serowym. W każdym mieście znajdują się baniczkarnice, gdzie można kupić pyszne jedzonko. Gdybym była głodna i stanęła pomiędzy baniczkarnicą, a kebabem, wybrałabym baniczkę bez mrugnięcia okiem. Kto jej spróbował - ten wie. Nie da się nie lubić!


5. Brak czynszu

W Bułgarii nie ma takiej opłaty, jak czynsz za mieszkanie. Niezwykle trudno jest wytłumaczyć Bułgarom, co to jest czynsz, gdyż słownik polsko-bułgarski informuje mnie, że słowo to po bułgarsku brzmi naem - czyli po prostu najem. Który kojarzy się z wynajmowaniem, co w sytuacji opłacania na przykład przez przedsiębiorcę płacącego miesięczny czynsz (najem) za lokal, ma dużo sensu. Ok, najem płacisz właścicielowi, kiedy wynajmujesz. Jak w takim razie wytłumaczyć, że płacisz najem, choć wcale nie wynajmujesz, bo to właśnie ty jesteś właścicielem własnościowego mieszkania? Gdyby to słówko brzmiało jakoś inaczej, wtedy tłumaczenie byłoby prostsze. Ale to też jest jasne - nie ma czynszu, to i słówka nie ma.
W związku z tym życie w bloku jest tu dużo ... tańsze niż w Polsce! A jak funkcjonuje blok i jego mieszkańcy bez tej opłaty? Znakomicie. Wszelkie remonty załatwia się po ludzku. Zalało piwnicę. Wszyscy mieszkańcy klatki zebrali się, obliczyli koszty, złożyli się na remont kanalizacji. Winda - każdego miesiąca pewna kobieta chodzi pobiera opłatę za windę w kwocie 10 lv. Ogrzewanie - na własną rękę. Kiedyś na to narzekałam, że w zimie nie mogę wrócić do ciepłego mieszkania, bo muszę je najpierw sama ogrzać. Ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja i dziś nie widzę najmniejszego problemu. Grzeję w domu wtedy, gdy mam taką potrzebę, jak chcę i gdzie chcę. Więc jeśli nie używam jakiegoś pokoju, to nie przeszkadza mi, że tam jest zimno. Jeśli ktoś wyjeżdża na miesiąc i mieszkanie stoi nieużywane, jest oczywiste, że mieszkanie stoi zimne. A w Polsce? W Polsce nie można się zwolnić z opłaty czynszu, zrezygnować z ogrzewania. Mało kto wyłącza kaloryfery, gdy wychodzi z domu. Ludzie wychodzą, a mieszkanie stoi puste i cieplutkie. Ja nie wiem, ale czy to nie jest marnotrawstwo? Czy w grę nie wchodzi tu marnowanie chyba tak na prawdę ogromnych pieniędzy?



Cóż mogę powiedzieć na koniec.... Nie można mieć w życiu wszystkiego, więc czasami jest dobrze tak, jak jest, ale pomarzyć o utopijnym kraju zawsze można...