czwartek, 13 sierpnia 2015

Najgorsze lato ever!

Będę narzekać, od razu mówię. Irytuje mnie wiele spraw, chodzę wściekła i zdenerwowana, na przemian ze smutkiem i zrezygnowaniem.

Przede wszystkim wykańcza mnie fakt, że jesteśmy non stop chorzy. Kalina odkąd chodzi do żłobka, przynosi do domu wszystkie choróbska. Chociaż nie wiem, czy powinnam tak zwalać na żłobek, czy to może po prostu ja mam taką kiepską odporność. Lipiec był dla mnie walką z anginą, zapaleniem oskrzeli, wirusem i zapaleniem węzłów chłonnych. Po kolei jak leci - najpierw antybiotykami wyleczyłam się z anginy, by po dwóch dniach leczyć zapalenie oskrzeli. Jak już było dobrze, wyjechaliśmy nad morze, gdzie dopadł nas dokuczliwy wirus, a gdy nas opuścił, moja szyja podwoiła objętość i leczyłam węzły chłonne.
Jak wyzdrowiałam, przez tydzień czułam się dobrze i wróciłam do stałego rytmu dnia. Ale ty razem rozchorowała się Kalinka. Pierwszy raz w ciągu tych dwóch i pół roku załamywałam ręce w nocy. Pierwszy raz nie wiedziałam jak ulżyć dziecku z 40 - stopniową temperaturą i bolącym uchem. Nie pomagały środki przeciwbólowe ani ciepłe okłady na ucho. Tę noc zapamiętam do końca życia... Ale nie będę się rozdrabniać. Chyba każda matka ma w swojej pamięci jakąś koszmarną noc pełną zmartwień.
W każdym razie Kalina już prawie tydzień pije antybiotyk, a ja się wczoraj od niej zaraziłam. Tak myślę - mam gorączkę, katar i boli mnie ucho.
Wiem, pogubić się można, ale właśnie to chce podkreślić, że te wakacje są dla nas okrutne. Potwierdza się teza, że pierwszy rok dziecka w przedszkolu to nieustające choroby, więc chyba jesteśmy zupełnie normalne w tej nienormalnej sytuacji.

Do tego humory Kalinki, która włóczy się jak cień i kompletnie nie ma apetytu... Jeszcze na początku jej dosłowne przywiązanie do mojej nogi było rozczulające, ale na dłuższą metę, gdy nie mogę 5 minut pozmywać naczynia, pójść do toalety, rozwiesić prania - to już takie rozczulające nie jest.

Mam kilkanaście maili, których autorzy czekają na moją odpowiedź. Mam i kilkanaście ulubionych blogów do odwiedzenia, ale jak już wreszcie na tyle postawię się do pionu, że będę czerpać od nowa przyjemność z siedzenia przy komputerze, wówczas nadrobię wszystko, co dla mnie ważne.

Chcieliśmy wkrótce jechać do Polski, ale jednocześnie cały czas szukam pracy i jeśli okazałoby się, że w niedługim czasie ją znajdę, wtedy Polska na mnie będzie musiała poczekać. Jest mi trochę przykro z tego powodu, ale mówię sobie, że przecież Polska mi nie ucieknie i jeśli nie teraz, to przyjadę do domu trochę później.
Póki co nic jeszcze nie jest "na pewno", a w mojej głowie cały czas krążą myśli - czy pojadę, czy nie pojadę, czy znajdę pracę, czy nie znajdę...

Kilka dni temu w towarzystwie teściowej byłam w agencji tłumaczeń, by przetłumaczyć pewien dokument. Kobieta, która tam pracowała spoglądała na mnie z góry na dół, jak na kosmitę. Rozmawiała o mnie z teściową tak, jakby mnie tam w ogóle nie było.
A co ona tu robi? Ile czasu mieszka w Bułgarii? A gdzie mieszka? A mieszka z wami czy młodzi mieszkają oddzielnie? A gdzie chodzi z dzieckiem na spacery? A ile ma lat? A jakie ma wykształcenie? A czemu w Bułgarii nie skończyła żadnej szkoły? A gdzie pracuje jej mąż? 
I to nic, że kiedy udało mi się wtrącić, by odpowiedzieć sama za siebie, to i tak kobieta ze mną kontynuowała dialog bezpośrednim pytaniem:
Czy znasz bułgarski?
Po 15 sekundach padło to samo pytanie, później znowu i znowu. Czy znam bułgarski.. Podkreślam, że rozmowa odbywała się po bułgarsku, odpowiadałam stale po bułgarsku i nie wiem, czy ona oczekiwała, że jeśli za 10 razem zada mi to samo pytanie, to może w końcu odpowiem, że nie znam bułgarskiego... Rozmowa jest cały czas po bułgarsku, a non stop pyta, czy znam bułgarski? Trzymajcie mnie, bo oszaleję! Czy to jest logiczne? Czy to jest inteligentne? Czy rozmowa na takim poziomie jest normalna dla 40-letniej kobiety, czy może bardziej pasuje zadawać takie nielogiczne pytania 4-letniemu dziecku? W jakim ja świecie żyję? Do tego w ciągu pół godziny kobieta zdążyła wypalić może 5 papierosów i to nieeee, nie na zewnątrz - w środku, przy biurku, przy mnie. Swojskie klimaty! Następnym razem jak będę chciała coś załatwić, to kupię dwa piwka, wywalę na stół paczkę fajek, czy dwie - żeby nie brakło - pogadamy o dzieciach i pogodzie, no i może wtedy przejdziemy do jakichś kompetentnych spraw związanych na przykład z pracą tej pani....
Nie wiem, irytują mnie tacy ludzie niesamowicie. To miasteczko, w którym mieszkam jest maleńkie i tu wszyscy wszystko muszą wiedzieć o każdym . Muszą! Nie da się tak iść gdziekolwiek i cokolwiek załatwić tak   n o r m a l n i e! Z każdym trzeba od razu się zaprzyjaźniać, spoufalać się, bo nuż widelec kiedyś ci się ta znajomość przyda!

Ech! Jestem poirytowana, sami widzicie, że wyczuwa się to na kilometr. Nie wiem, może jak skończą się te męczące upały i wrócą do mnie i Kaliny siły i zdrowie, to może wtedy wrócę też dawna ja. Bo sama siebie też złoszczę, że jestem właśnie taka,  a nie inna...

28 komentarzy:

  1. Ojjj Kochana jak ja Cie dobrze rozumiem! Ta historia z Pania Bulgarka jest jakby zywcem wyjeta z moich czasow gruzinskich, tam tez nawet chleba w sklepie nie kupilas zeby zaraz nie musiec sie spowiadac z polowy zycia, grrrrrrrr. Trzymaj sie cieplo, przertwasz to i jeszcze im pokazesz!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Domyślam się, że wiesz dobrze o co mi chodzi :) O takich ludzi, którzy wykorzystują każdusieńką okazję by bez krępacji pytać o wszelkie aspekty życia obcych ludzi... Brrrr!

      Usuń
  2. No nie gadaj, że znowu Ciebie łapie...współczuje! Nam wszyscy dokoła powtarzali, że pierwszy rok w złożbku czy przedszkolu to choroby jedna za drugą. Ale Stefano, o dziwo. nie zarażał mnie a mężą i tak jak M. nigdy nie choruje, tak minionego roku 2 razy był na inhalacjach i raz na antybiotyku.
    Co do pracy i Polski to ja trzymam kciuki aby udało się w obu przypadkach, np. zacząć pracę po powrocie z Polski :)

    Trzymajcie się dziewczyny :)

    Pani od tłumaczeń mnie rozłożyła!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mam takie doświadczenie z córką. Pierwszy rok w przedszkolu to jakaś masakra. Częściej była w domu niż w przedszkolu. Pocieszę Cię jednak, bo kolejny rok był już o wiele lepszy :) zdrówka życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ogromną nadzieję, że po roku minie i faktycznie bardzo często to słyszę, więc pozostaje mi tylko w to mocno wierzyć i czekać... jakoś przetrwać ten rok....
      Dziękuję!

      Usuń
  4. Ojej, Malwinka, życzę dużo dużo zdrowia i to w trybie natychmiastowym, bo wiem jak okropnie choruje się w takie upały...

    Wiesz, takie sytuacje są mi bardzo dobrze znane z Turcji. Tyle, że tam nieważne czy mieszkasz na wsi czy w Stambule będącym 17 milionową metropolią, jeśli chcesz cokolwiek załatwić urzędowego, trzeba się spoufalać, upadlać i dupowkręcać. Znosić głupkowate pytania i z uśmiechem przyjmować pogardliwe spojrzenia. Strasznie mi było z tym ciężko i pomimo tylu lat w Turcji, związku z Turkiem i wykształcenia turkologicznego nie byłam w stanie się do tego przyzwyczaić. Ba, zrozumieć też nie mogłam. Takie to uroki życia na emigracji. Możesz się zasymilować najbardziej jakbyś chciała, a i tak będziesz się czuła obco.

    Trzymam kciuki by plany zawodowe i wakacyjne jakoś udało się pogodzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasiu!
      Masz całkowitą rację...
      To są takie kulturowe różnice i byc może nie powinnam tego krytykować, tylko po prostu przyjąć, zaakceptować... Co poradzić, że nie umiem się do nich przyzwyczaić.... Nie wiem, to jest bariera nie do pokonania...

      Usuń
  5. Bo wy Polacy jesteście indywidualistami, nawet sąsiad z sąsiadem nie pogada, głowa na dół, ponura mina i przed siebie. A to miasteczko to Chaskowo, czy Swilengrad, bo się pogubiłem? Poza tym życzę pani zdrowia i szczęścia w życiu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, co do tego nie mam wątpliwości, że różnice kulturowe mają tu duże znaczenie. Sama mam w Polsce takich sąsiadów, którym nawet odpowiedzieć "dzień dobry" trudno przechodzi przez gardło. Przykre, wiem...
      Osobiście nie czuję potrzeby bratania się z każdym i w każdej sytuacji. Lubię, jak ktoś w pracy profesjonalnie podchodzi do sprawy, pewnie dlatego to lubię, bo wyrosłam w kraju nadętych i naburmuszonych ludzi...

      Nie wiem, co mogłoby Pana zmylić w tym, o jakim mieście mowa, bo ja chyba zdaję się nigdy ani razu nie pisałam o Chaskowo...

      Dziękuję za serdeczne życzenia. Panu również życzę wszystkiego dobrego :)

      Usuń
  6. Z tym paleniem to tak maja. Za kazdym razem jak bylam w Bulgarii to znajomi Bulgarzy kopcili jak kominy, nawet w czasie jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaaak, zgadzam się :)
      Ostatnio byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, wchodze a tam kobieta za biurkiem siedzi z cygarem! W autobusie kierowca pali fajki...
      W ogóle powinno się coś z tym zrobić, myślę.

      Usuń
  7. Oj tak,znam to wszystko doskonale.Od chorób w pierwszym roku przedszkola po te malomiasteczkowe znajomości -u mnie jest tak samo.Pociesze cie tym,że choroby faktycznie mijają po pierwszym roku i z dnia na dzień jest łatwiej. Na malomiasteczkowa ignorancje nie mam rady wciąż sama jej szukam.Zdrowka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy!

      Czyli jednak to normalka dla Polek żyjących w innej kulturze...
      Ktoś wyżej mi napisać, że my jesteśmy "indywidualistami" i faktycznie coś w nas Polakach jest takiego, że niełatwo się zaprzyjaźniamy i opowiadamy o sobie na prawo i lewo...
      Tu np. ludzie bez krępacji wprost potrafią spytać ile zarabiasz.... Ale nikogo to pytanie nawet nie dziwi! :D

      Nooo jest wiele takich różnic

      Usuń
  8. Ech, nie dziwi mnie Twój nastrój. Malwinko, oby to lada moment minęło. Najgorsze te chory, nikt tego nie lubi :(
    A baba zza biurka- szkoda słów :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdrowia,zdrowia i jeszcze raz zdrowia i głowa do góry choróbska w pierwszym roku uczęszczania dziecka do żłobka czy przedszkola to normalka

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdrówka dla Ciebie i Kalinki. Nie dziwię Ci się, że chodzisz poirytowana... głowa do góry, będzie dobrze i musisz w to wierzyć :) Dbaj o siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Trzymaj się Malwina! Mnie urzędnicy też zawsze traktują tak, jakbym do dwóch zliczyć nie umiała, choć gadam z nimi po włosku. No cóż, widocznie mam pecha. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      wiesz, naprawdę ludzie miewają czasem niepojęte podejście do obcokrajowców.

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajny blog. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzymam kciuki, żebyś znalazła dobrą pracę. Na pewno nie jest to łatwe w małym miasteczku, ale może tam, gdzie mieszkasz (bliskość granicy), będzie więcej możliwości. A jak jest z tą pracą w Bułgarii? Musisz skończyć jakiś kurs? Językowy? Cudzoziemka ma jeszcze trudniej, chyba że znajdzie pracę w turystyce... Napisz coś o tym, jak naprawdę jest teraz z tą pracą w Bułgarii. Pozdrawiam gorąco. Lubię tu zaglądać :). Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję MAłgosiu :)

      Znalazłam pracę, wkrótce o tym napiszę :)

      Usuń

Każdy pozostawiony przez Was komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
Bardzo serdecznie za niego dziękuję.