środa, 6 stycznia 2016

Welcome home, Jessica Long!


Nie jestem autorką poniższego tekstu. Pokusiłam się jedynie o tłumaczenie artykułu zamieszczonego na jednym z bułgarskich portali internetowych. 
Z historią Jessica'i Long spotkałam się zupełnym przypadkiem. Któregoś wieczoru gościliśmy w domu przyjaciela, a temat rozmów zakrapianych wyborowym bułgarskim winem otarł się o moją pracę. Kolega wysłuchawszy na czym polega moja rola w domu dziecka, wysłał mi link na komórkę. Zaczęłam czytać i tym samym miło zapowiadająca się domówka skończyła się moimi łzami wzruszenia. 
Historia Jessica'i zrobiła na mnie pioronujące wrażenie, a gdy po przeczytaniu tekstu obejrzałam filmik, długo nie mogłam dojść do siebie. Na podstawie tej opowieści opartej na faktach zrobiłam konspekt zajęć z moją młodzieżą. Któregoś dnia siadłam z dziećmi, które z różnych przyczyn nie utrzymują kontaktów ze swoimi rodzicami - bo ci albo umarli, albo nie byli w stanie ich wychowywać, albo też... podobnie jak to się stało w przypadku Jessica'i Long - zostali porzuceni przez swoją własną matkę.
Ów dzień wspominam jako prawdziwe duchowe oczyszczenie. Młodzież, z która zwykle ma tak dużo do powiedzenia, która prześciguje się w tandetnych tekstach by zaimponować sobie nawzajem, z którą czasem pracuje się tak ciężko  - nagle zamarła, zamilkła, zadumała się nad swoim losem, nad życiem, nad wartościami... Oglądali film jak zahipnotyzowani... Chyba dobrze rozumieją uczucia Jessica'i.

Jeśli macie ochotę na niezwykłą historię, zapraszam do tej długiej lektury. Jeśli jesteście tak wrażliwi, jak ja, to wierzcie mi, zapamiętacie tę opowieść na długo.
Uwaga! - będzie dłuuuuuuuuuugo!

(link, z którego korzystałam przy tłumaczeniu - http://www.sportal.bg/news.php?news=569542 . Artykuł jest pisany w narracji pierwszoosobowej przez dziennikarza sportowego o imieniu Ivo Ivanov )

**********************************************************************************************************************************

źródło zdjęcia 

     Pewne fioletowe drzwi... Czy to nie dziwne, że właśnie jakieś fioletowe  drzwi pomogły mi zrozumieć coś, czego nie mogłem pojąć przez wiele lat? Takie niby nic - po prostu fioletowe drzwi!
     
       23-letnia Jessica Long ma na swoim koncie 17 medali olimpijskich, dziesiątki osiągnięć sportowych na skalę światową i niezliczoną ilość rekordów w prawie każdej pływackiej dyscyplinie. Pierwsze trzy złote medale Jessica zdobyła już w wieku 12-tu lat podczas Olimpiady w Atenach. Specjaliście twierdzą, że jej aerobowe możliwości, ogromna siła ramion i sposób, w jaki pracuje jej metabolizm, nie są znane normom ludzkim. Mówią, że Jessica mogłaby zmienić oblicze pływackiego sportu gdyby... miała nogi! Jessica urodziła się bez kości w piętach i podudziach, a amputacja tych części jej ciała była nieunikniona.
            Ale nazwisko Jessica'i Long już dawno przekroczyło kręgi ruchu paraolimpijskiego i stało się częścią amerykańskiej kultury popularnej. Jessica stała się źródłem inspiracji i siły dla tysięcy ludzi na całym świecie.
             Jest coś niezwykłego w jej osiągnięciach, Ale największa niezwykłość, która nurtuje samą Jessicę przez całe jej życie, nie ma nic wspólnego ze sportem, Najważniejsza część jej życia ma wiele wspólnego z czymś zupełnie innym.

              Dwadzieścia trzy lata temu w mieście Brack w samym sercu lodowej Syberii urodziło się wątłe, ale urocze dziewczę bez kości w obrębie kończyn dolnych. Dano jej na imię Tatiana. Tatiana Kiriłowa. Kilka dni później zapłakana matka małej dziewczynki zostawiła ją w sierocińcu dla dzieci upośledzonych w Irkucku. Mijały miesiące. Dziecko rosło. Nawet dziś pracują w tym sierocińcu kobiety, które pamiętają malutką Tatiankę! - "Jak moglibyśmy ją zapomnieć - mówi jedna z nich - Taniczka była jak promień słońca! Zawsze szczęśliwa, zawsze uśmiechnięta! I mimo że nie miała kości w stopach, nie przestawała się ruszać. Wciąż chciała się przytulać. Wszyscy byliśmy w niej zakochani."
                 Pewnego dnia do sierocińca wszedł sympatyczny Amerykaniec o imieniu Steve. Gdy zobaczył Tatianę, coś w jej oczach ścisnęło go za serce. Pomimo tego, że wraz z żoną Elizabeth mieli niskie dochody oraz dwoje własnych dzieci, przybył tutaj na Syberię i podarował swojej rodzinie uroczą Tatianę. Powiedziano mu, że może nadać dziecku imię, jakie tylko chce i on nazwał dziewczynkę Jessicą - Jessicą Long!
                     Niezwykłą jest decyzja amerykańskich rodziców Jessica'i, aby nie kryć przed nią, że jest adoptowana. Legendarna para-olimpijka od zawsze o tym wiedziała, od najmłodszych lat. Rodzice jednak niewiele wiedzieli o jej biologicznej matce oprócz tego, że była bardzo młoda w dniu, w którym zostawiła swoje nowonarodzone dziecko w sierocińcu w Irkucku.
                    Od dnia, w którym po raz pierwszy usłyszałem historię Jessica'i Long, do dnia, w którym zobaczyłem fioletowe drzwi, nie przestawałem zadawać sobie pytania: dlaczego? Dlaczego matka porzuciła swoje dziecko? Przecież ono - z nogami, lub bez nich - ta mała, bezbronna istota, jest ciałem z jej ciała, płynie w niej jej krew... Chciałem w jakiś sposób zrozumieć jej sytuację, aby zamknąć usta mojemu niememu krzykowi oburzenia, ale że sam jestem rodzicem, nie potrafiłem pojąć tego, czego dokonała ta kobieta. Jej zrozumienie było wówczas dla mnie niewiarygodnie trudne.
            "Kiedy byłam mała, często wstawałam z łóżka w środku nocy - wspomina Jessie. - Podchodziłam do lustra, podczas gdy wszyscy spali. Stałam tam czasem przez wiele godzin wpatrując się w swoje odbicie. Miałam wrażenie, że nie znam tej dziewczyny, która na mnie z niego spogląda, że brakuje mi jakiejś ważnej części mnie samej. Często zastanawiałam się, jak wygląda moja matka. Czy jestem do niej podobna? Kim ja właściwie jestem? I skąd dokładnie przybyłam?"
               Jessica twierdzi, że nigdy nie obwiniała swojej biologicznej matki. "Według mnie ta kobieta wykazała się ogromną siłą, skoro porzuciła swoje dziecko. Po prostu to z pewnością było jedynym możliwym wyjściem z jej sytuacji. Jakkolwiek by nie był trudny..."
           Jessie zawsze mocno kochała swoich adopcyjnych rodziców, ale jakaś trudna do pojęcia tęsknota zawsze ją skłaniała do spoglądania w przeszłość, do samego początku, do oblodzonej syberyjskiej tundry, do roztrzęsionej, niebieskookiej, młodej dziewczyny z dziecięciem w dłoniach, stojącej u progu sierocińca.
                  I oto pewnej zimy Jessica wyruszyła w drogę. Wybierała się w epicentrum białej, śnieżnej krainy. Tam gdzieś daleko w sercu Syberii znajduje się mała wioska o nazwie Tem. Tak mała, że nawet nieomylny Google ma trudności z jej namierzeniem. Ale Jessica wiedziała, że musi tam dotrzeć. I to nie tylko z jej powodu. Po wielu latach biologiczna matka Jessica'i ją odnalazła i napisała do niej list prosząc ją o wybaczenie. Okazuje się, że kobieta rzeczywiście miała powód swojej decyzji. Prawdziwy i bezkompromisowy powód. Przez te wszystkie lata wyrzuty sumienia , jakie ją gnębiły, nigdy nie zmalały. Marzyła o tym, by chociaż jeden dzień stanąć twarzą w twarz ze swoją córką.
                Ale to nie wszystko. Okazało się również, że Jessica Long była dzieckiem pewnej szkolnej miłości. I w przeciwieństwie do większości takich związków ta miłość nie zgasła wraz z upływem czasu. Jej rodzicie wzięli ślub dwa lata po jej narodzeniu. Jessie miała zatem nie tylko matkę, ale i ojca! Miała dwie siostry i brata! Nie przyrodnie, ale prawdziwe, stuprocentowe rodzeństwo! Tyle jej krwi płynęło w żyłach ludzi, których nigdy nie widziała na oczy. Tak dużo jej samej było na Syberii...
               Tak... Jessica oczekiwała czegoś niezwykle ważnego w tej syberyjskiej wsi. Tak oto Jessie była w drodze. Ze swoimi dwoma protezami. W zbyt cienkiej kurtce i z nadzieją, że gdy wróci do domu w Baltimore, przywiezie ze sobą ze Syberii część siebie samej. Część szczególnie znaczącą. Czekało ją 12 000 kilometrów. Dni i noce podróżowania. Najpierw 18 godzin do Moskwy, później 5 godzin lotu do Irkucka, następnie 16 godzin pociągiem do Bracku. na końcu krótki odcinek jazdy samochodem do niewielkiej wsi Tem. Wiele czasu, naprawdę wiele, ale czymże są pokonane tysiące kilometrów w porównaniu do tej drogi, którą Jessica podąża bez nóg już ponad dwadzieścia lat.
                      Na szczęście amerykańska stacja telewizyjna ABC wysłała na Syberię swoją ekipę, która miała nakręcić film o spotkaniu Jessica'i z jej biologiczną rodziną. Jessica najpierw zatrzymała się w Irkucku, by odwiedzić sierociniec numer 1 - miejsce, w którym spędziła pierwszy rok swojego życia. Tam wciąż pracują ludzie, którzy ją pamiętają z imieniem Tatiana i ją wspominają jako tą radosną jak promyk słońca. Dzieci mieszkające w tym sierocińcu były spokojne w ramionach Jessica'i, a ona przytulała je i głaskała. Przecież one były jak gdyby jej rodzeństwem. Przecież ona sama jest jedną z nich.
                  "Dopiero tera rozumiem, co czuł mój ojciec, kiedy tu przyjechał, by mnie zaadoptować - mówi Jessica. - Ja uwielbiam te wszystkie dzieci! Tak bardzo bym chciała wziąć je wszystkie ze sobą. Moje serce już teraz jest pełne wrażeń, nie wyobrażam sobie, co będę czuć, gdy spotkam się z moimi rodzicami."
                    Pociąg do Bracku zdawał się wlec w nieskończoność przez zimowe, oblodzone pejzaże. Minus 25 stopni Celsjusza są tutaj normą o tej porze roku. Jessica patrzyła przez okno pociągu na krajobrazy i mówiła "Jak tu jest pięknie!". Rosjanie znają Jessicę Long, znają jej historię i cieszą się z jej sportowych sukcesów. W dużej mierze uważają ją jako swoją - Rosjankę. Czy to nie dziwne, że pewna beznoga, niebieskooka dziewczyna jest jedną z niewielu spraw, z których są dumne oba wielkie mocarstwa? Sama Jessica, w przeciwieństwie do wszystkich nas, nigdy nie dzieliła Rosji i Ameryki.
Na dworcu czekało na nią mnóstwo ludzi - dziennikarze, fani, dzieci z bukietami. Zmęczona podróżą Jessica nie przestawała się uśmiechać i powiedziała przed kamerami "Jestem bardzo szczęśliwa, że nareszcie jestem w domu!"
                    W domu?! Miejsce, w którym się urodziła, w którym ją porzucono i w którym przeżyła zaledwie jeden rok swojego życia, okazało się być jej drugim domem. Dopiero wtedy zrozumiałem, że ta wielodniowa podróż, że ta zdumiewająca, epicka Sibireja jest właściwie powrotem do miejsca, gdzie część niej samem należy od zawsze.
                     Kilka godzin później roztrzęsiona od wielkich emocji Jessica dotarła do wsi, w której mieszkali jej rodzice. Ci zaś powitali ją  przed drzwiami ich domu.
                 

                                                                    *       *       *
                        Pozwolę sobie w tym miejscu na małą dygresję i jeśli dotrwacie do końca mojej opowieści, zrozumiecie, dlaczego o tym wspominam. Chciałbym przyjrzeć się przez moment legendarnej Dolly Parton. Kobieta ta ma w swoim dorobku około 3000 piosenek. Spora ich część stała się istnymi hitami i była śpiewana w wielu wykonaniach. A wśród nich jest jedna piosenka, którą sama Dolly kocha znacznie bardziej, niż wszystkie pozostałe - piosenka "Wielokolorowy płaszcz" (Coat of many colours").
                               Dolly Parton wyrosła w skrajnej biedzie. Miała cztery siostry i siedmiu braci. Żyli w drewnianej, jednopokojowej chacie bez bieżącej wody i elektryczności. Piosenka "Coat of many colours" opisuje autentyczny epizod z dzieciństwa piosenkarki. Rodzina Parton ledwo wiązała koniec z końcem i często nie miała pieniędzy nawet na chleb, a mała Dolly chodziła do szkoły w łatanych spodniach i dziurawych butach. Któregoś dnia ktoś podarował rodzinie pudło z kawałkami kolorowych strzępków różnych materiałów. To była późna jesień, więc matka Dolly zdecydowała się uczyć córce płaszcz od kawałków materiałów. W ten sposób powstało wielokolorowe palto. Niezbyt symetryczne, nie do końca szyte na miarę, z nazbyt długimi rękawami i - rzecz jasna - z zupełnie do siebie niepasującymi kolorami.
                           Jeśli wsłuchasz się w śpiew Dolly Parton, usłyszysz jak cenna i ważna jest dla niej ta pieść - "Mama przyszyła kawałki jeden do drugiego i wszyła miłość w każdy jeden szew, żeby mi zrobić wielokolorowy płaszcz, z którego tak bardzo jestem dumna. <Być może ten płaszcz przyniesie ci radość i szczęście> - powiedziała mama - a ja nie mogłam się doczekać, by go założyć i by mama mnie pobłogosławiła pocałunkiem. I mimo że nie mieliśmy pieniędzy, ja byłam tak bardzo bogata w tym moim wielokolorowym płaszczu, który uszyła mi mama. "

                              


                      Najwyraźniej mała Dolly już wtedy wiedziała, że nie ma cieplejszego i piękniejszego płaszcza na świecie od tego, uszytego przez mamę. Że rodzaj materiału nie ma znaczenia przy ogromie miłości włożonym w pracę nad płaszczem. Dlatego jej rozczarowanie było niesłychanie wielkie, gdy koledzy i koleżanki śmiali się z jej nietypowego ubrania.

                      "Nie mogłam ich zrozumieć - śpiewała Dolly. - Czułam się bogata i chciałam im opowiedzieć o miłości, którą mama wszyła w każdy szew mojego wielokolorowego płaszcza. Chciałam im powiedzieć, że mój płaszcz jest dużo więcej wart, niż ich wszystkie ubrania razem wzięte. Ale oni i tak mnie nie rozumieli, więc ja starałam się im pokazać, że człowiek jest zły tylko wtedy, gdy sam decyduje się takim być. Wiem, że nie mieliśmy pieniędzy, ale ja byłam taka bogata w moim wielokolorowym płaszczu, który uszyła mi mama."
                  Jakkolwiek by to nie brzmiało, legendarna piosenkarka zatrzymała swój wielokolorowy płaszcz przez te wszystkie lata, a nawet dziś można go zobaczyć w w całej swojej wielokolorowej okazałości w muzeum Chasing Rainbow w Tennessee. Po tym, jak matka Dolly zmarła w 2003 roku, Dolly zaprzestała wykonywania publicznie pieści "Coat of many colours", ponieważ stwierdziła, że nie jest w stanie tego robić bez szlochu na scenie.



                                             

                                                                              *        *        *


                
                              Spełniło się marzenie Natalii i Olega, którzy nie widzieli swojej córki od dwudziestu jeden lat. Przybyła do nich Jessica Long, a oni oczekiwali swojej Tatiany Kiriłowej. Wiele rzeczy stało się dla mnie jasne w tym momencie. Oglądając film nakręcony przez telewizję ABC coś ścisnęło mnie za serce gdzieś pomiędzy 7 a 8 minutą filmu. Jeśli też go oglądałeś i pozostałeś obojętny, natychmiast udaj się do kardiologa. Mam nadzieję, że może ci  w czymś pomoże. Ten moment mnie skłonił, bym się zatrzymał na chwilę i spojrzał głębiej w całą tę historię. Żebym spróbował naprawdę ją zrozumieć. Nie było już dla mnie wątpliwości, że ci ludzie kochają swoje dziecko. Że zawsze je kochali. Natalia wręcz owiła się wokół swojej córki. Ona nie płakała, a wręcz szlochała nie przestając całować, przytulać i głaskać swoją córeczkę. Zaś jej ojciec - silny mężczyzna wychowany w trudnych syberyjskich warunkach, bardzo starał się ukryć swoje łzy... na próżno.
                      Za nimi był dom. Nie tyle dom, co zatopiona w śniegu buda z blaszanym dachem. Budynek powstał z przeróżnych desek, drewnianych płyt i belek. Niektóre były ciemniejsze, niektóre jaśniejsze, jedne były nowe, inne zużyte i stare. Ludzie malowali co mogli i jakąkolwiek farbą, którą udało im się zdobyć. Kilka rzędów ogrodzenia było zielone, niektóre części domu były czerwone, inne białe, a drzwi zaś.... a drzwi był fioletowe!!!
                          I wtedy znowu coś mnie chwyciło za serce! Te drzwi zdawały się spoglądać na mnie ze swoim fioletowym, smutnym wyrzutem... Te drzwi zdawały się pytać mnie - kim jesteś ty, żeby kogoś sądzić? Przy tym nie znając całej prawdy? Rozumiesz w końcu? Ci ludzie tutaj walczyli o przetrwanie. Tutaj na Syberii, w ciężkiej biedzie. Każdego dnia. Walczyli o to, by ich rodzina przetrwała, by mogli wykarmić swoje dzieci. Tutaj nic nie jest łatwe. Nic nie jest podane na tacy.
Zdarza się, że dwoje nastolatków się w sobie zakochują.... i że zostają rodzicami, mimo że tego nie planowali. Matka - sama na tym świecie. Ojciec - może nawet jeszcze mniejszy i bardziej nieporadny od niej.
                     Czy miała wybór nastoletnia Natalia? Ona sama bez rodziców, z dzieckiem na rękach, bez jedzenia, na skraju egzystencji, Miała, oczywiście....  Zawsze jest wybór. I ona wybrała to najtrudniejsze wyjście z sytuacji. To, które ją oddzieli od jej własnego dziecka...., które będzie ją gnębić przez całe życie i które jednocześnie sprawi, że Tatiana będzie żyła, że będzie jej cieplutko podczas tych srogich, syberyjskich zim....
                   "Zawsze chciałam  zabrać Tatianę z powrotem d do domu - mówi Natalia. - Kiedy wreszcie staniemy na nogi. Chcieliśmy z Olegiem, by minęło trochę czasu, aż weźmiemy ślub i będziemy w stanie się utrzymywać. A kiedy wreszcie tak się stało, dowiedzieliśmy się, że ktoś adoptował nasze dziecko."
                         Natalia i Oleg czekali dwadzieścia jeden lat, by zobaczyć swoją córkę, której nigdy nie przestali kochać. Zawsze chcieli paść przed nią na kolana i ją prosić o przebaczenie. Ich dom był maleńki. Niewielki salon, stary tapczan przykryty kocem, mały stolik. Ten jednak był obciążony wszystkimi smakołykami, jakie rodzina była w stanie uzyskać. Nie ma wątpliwości, że w tym domu nie brakowało ciepła. Tego dnia ów dom się uśmiechał. Być może dlatego, że po raz pierwszy się w nim zgromadzili wszyscy członkowie rodziny. Był i śmiech, i łzy, i prezenty i długie opowieści. Natalia i Oleg wychowali trójkę dzieci tak dobrze, jak umieli. On pracuje jako kierowca ciężarówek w najbardziej niebezpiecznych rejonach Syberii, ona zaś jako sprzątaczka w miejscowej szkole. Zaś ich najmłodsza córka Dasha również urodziła się niepełnosprawna. Rodzice otoczyli ją miłością i troską i ani przez chwilę nie pomyśleli, aby ją zostawić. Para nastolatków dorosła i zdawali egzaminy z życia jeden za drugim bez utraty miłości wobec siebie. W swojej biedzie Natalia i Oleg dokonali wyboru, aby nie być biednym. I stali się bogaci. Bardzo bogaci. I nawet nie próbujcie się wyśmiewać z ich domu z zielonym ogrodzeniem, niebieskim oknem i fioletowymi drzwiami. To jest taki ich wielokolorowy płaszcz i jeśli spytacie legendarną Dolly Parton, to ona wam powie, że jest warte więcej, niż największy pałac na świecie.


*******************************************************************************************************************************

Drodzy moi!
Przetłumaczyłam dla Was wspaniały tekst, który sama czytam chyba już po raz 10.
Pewnie zrobię to jeszcze nie raz.
Aby móc przedstawić sobie wszystko to, o czym pisze, a przede wszystkim aby zobaczyć nagranie ze spotkania Jessica'i Long z jej rodzicami, kliknijcie proszę

                                                                              TUTAJ

Otworzy Wam się wówczas bułgarska strona, z anglojęzycznym filmikiem zatytułowanym po bułgarsku "Дългият път на Джесика".
Życzę Wam pięknych wzruszeń!

4 komentarze:

  1. Przeczytalam jednym tchem I oczywiscie w gardle gula I oczy zalzawione :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite jacy Ci ludzie są bogaci w swej biedzie

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholerka, wychodzię dziś od Ciebie z łzami w oczach... Idę przytulić Laurę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka prosta rzecz a ile potrafi uświadomić!

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony przez Was komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
Bardzo serdecznie za niego dziękuję.