wtorek, 14 października 2014

Jestem samotną matką!


Nie mam tu koleżanek. Gdy mąż jest w pracy, włóczę się z wózkiem sama po parku i placach zabaw. Obserwuję inne matki, które siedzą grupami na ławce, popijają kawkę z maszyny, a dzieci bawią się ze sobą. Radzę sobie z tą samotnością dobrze, ale czasami marzę o tym, by być w Polsce, by tak zwyczajnie chwycić za telefon i zadzwonić do kuzynki, umówić się z nią na spacer. Albo żeby wpaść do mamy na niedzielny obiad. Spotkać się z przyjaciółkami. Kiedyś takie rzeczy były dla mnie codziennością, a dziś takiego normalnego, zwyczajnego życia towarzyskiego mi brakuje. 

Mój mąż ma uczulenie na moje słowa "czegoś mi brakuje". Gdy tylko zaczynam postękiwać, że chciałabym mieć jakieś koleżanki, jedną chociaż, jakąś taką, która byłaby moją koleżanką, a nie naszą. Ktoś to rozumie? Ale nie mam odwagi podejść w parku do grupy młodych mam i powiedzieć: "Cześć dziewczyny, mogę się z wami zakolegować? Fajna jestem." Wracając do męża, ten zaraz gdy tylko usłyszy moje marudzenie, wyskakuje z bardzo mocnymi argumentami - Czego Ci brakuje, Malwina? Rozglądnij się wokół siebie. Masz męża, który Cię uwielbia, masz dziecko, masz zdrowie, masz dach nad głową. Ja staję na głowie, żeby ci niczego nie brakowało, żebyś się czuła bezpieczna i nigdy mi nie powiedziała, że żałujesz, że tu jesteś. A tobie.. czegoś brakuje?
Więc nie ranię męża słowami i mi czegoś brakuje tylko w samotności. 

Hristo postanowił jednak zaradzić coś na mój brak towarzystwa i poznał mnie ze swoją koleżanką, która ma już dwójkę małych dzieci. Jest przemiła, sympatyczna, z wiecznym uśmiechem na ustach. Tylko że te usta jej się wcale nie zamykają. Przysięgam, ani na chwilę. Gada, gada, gada a mi pozostaje z niedowierzaniem się uśmiechać do niej, mówiąc na zmianę Ahaaaa, super, no coś ty, fajnie, okropność, ale jaja..... Na więcej moja koleżanka mi nie pozwoli, bo gdy zaczynam coś mówić, to nigdy nawet zdania nie dokończę, bo ona jeszcze musi mi powiedzieć o tym, że ta pogoda ją dobija, że Petko przez 2 dni nie zrobił kupy, a Kolo wyprowadza na smyczy maskotkę na spacer.... Ok..... Słucham zatem niezwykłych przygód rodzinnych i marzę z powrotem o mojej samotności i świętym spokoju. Dzięki, mężu, ale my nie z tej samej gliny ulepione...

 A ja dalej marudzę...

Więc mąż dalej coś zaradzić musiał. Dziewczyna jego kolegi zamieszkała z nim. Przeprowadziła się z innego miasta i też nie ma tu przyjaciół, znajomych. Spotykamy się czasem przy kawie. Moja koleżanka dopuszcza mnie do słowa, a nawet pojawiają się między nami chwile niezręcznego milczenia. Jej facet strasznie chce dziecko i cały czas jej o tym mówi, ale ona nie chce. Malwina, czy ty wyobrażasz sobie tak siedzieć w domu? Pieluchy, gotowanie, sprzątanie! A co z moją karierą? Spojrzałam na nią dziwnie. Koleżanko, chyba nie oczekujesz, że będę ci  potakiwać.... Dla mnie mięć dziecko znaczy dużo więcej, niż tylko śmierdzące pieluchy i niewyspanie. Ale ty, droga koleżanko, sama się o tym przekonasz. Oby, bo sama nie wiem, czego jej życzyć. Kariery, czy tego, by przekonała się, co w życiu jest na prawdę ważne.

Kiedyś spotkałyśmy się w towarzystwie jakiejś jej znajomej z pracy. Zapoznała nas i postanowiła powiedzieć o mnie parę słów więcej, żeby był jakiś punkt zaczepienia i aby rozmowa mogła się rozwijać. Więc mówi: Malwina przyjechała tutaj z Polski. Jest bardzo silną kobietą, sama wychowuje dziecko. Przeraziłam się i natychmiast wykrzyknęłam "Nie, nie, ja mam męża!" Pomyślałam zaraz, że co ona wygaduje, przecież dobrze wie że żyjemy z Hristo w zgodnym i szczęśliwym małżeństwie. A ona na to "Masz, ale sama się zajmujesz dzieckiem." No tak. Trzeba sobie uświadomić, w jakiej ja kulturze żyję. Jeśli moja teściowa nie zajmuje się moim dzieckiem, to znaczy, że ja się nim zajmuje sama. Bo tutaj babcie czują święty obowiązek opieki nad dzieckiem. Kiedy miałam operację i leżałam w szpitalu, mój mąż opiekował się Kaliną. Była jeszcze malutka, a on przebywał z nią 24 godziny na dobę. Karmienie, bekanie, przewijanie, spacerowanie, kąpanie..... Robił absolutnie wszystko, wszystko, wszystko bez niczyjej pomocy chociażby przez 10 minut. Niczyjej. Teściowie wtedy nas jawnie nienawidzili i mieli daleko w zadzie to, czy ja żyję sobie tam w tym szpitalu, czy nie, czy ich syn radzi sobie jakoś, czy też nie. Dziś też mnie nie znoszą, tyle że mniej jawnie. Dziś robią cyrk i widowisko. Ze wszystkich stron pozują się na cudownych ludzi, pomocnych i idealnych, a co się kryję za tą wilczą skórą, już my dobrze wiemy. Teściowa powinna w teatrze pracować, albo książkę napisać. Fantastyczną, rzecz jasna.

Co chciałam powiedzieć? Sedno mojej gadaniny jest takie, że w Bułgarii babcie powinny dużo zajmować się dzieckiem. Jest to oczywiste i jasne jak słońce. Albo jasne tak jak to, że ojcowie aż tak czynnego udziału, jak babcie, nie biorą. A gdy ktoś tak mówi o moim mężu, to jest to dla niego i dla mnie zwyczajnie obraźliwe.

Koleżanka, która również z jakiejś innej gliny, niż moja, ulepiona, spotyka się ze mną wciąż od czasu do czasu (raz na dwa miesiące). Raczej z grzeczności i dla świętego spokoju naszych facetów, niż ze szczerej sympatii.
Jestem beznadziejna? Że nie mogę trafić na swojego człowieka? Nie mówię od razu o bratniej duszy, tylko po protu o tej glinie jednej i tej samej, z której to Pan Bóg nas lepił!
Albo na prawdę, na prawdę, na serio to ja jestem beznadziejna!

Na szczęście od trzech tygodni jest tu ze mną przyjaciółka-skarb! Moja  ukochana mama! Teraz to już na prawdę, mężu drogi, nie brakuje mi niczego. Nie marudzę, nie stękam i w ogóle świat jest piękny!

                                        

Tylko mało mnie w tych internetach! Obiecuję odpisać wszystkim, którzy do mnie pisali, obiecuję poczytać wszystko, co mnie ciekawi, obiecuję, że dokończę wszystkie napoczęte już posty... Będzie kontynuacja mojej szpitalnej opowieści, będzie relacja z wcale nieudanego bułgarskiego wesela i będzie też temat kontrowersyjny i zaczepny. Wszystko będzie, ale - wybaczcie - nie śpieszy mi się. Korzystam z tego co mam, a jak mi będzie samotność doskwierać i brak towarzystwa, to wrócę do tych pomocnych internetów... Sorry...


29 komentarzy:

  1. Malwinko, u IE mieszka tysiace Polakow, a ja czuje sie podobnie jak Ty - samotna. Co z tego, ze znajomi nas odwiedzaja jak temat mi sie nigdy nie klei, a ja z tych otwartych I latwo nawiazujacych kontaktow. Co z tegk, ze mam kolezanke, ktora jak spotkam to buzia jej sie nie zamyka - o jej zyciu, o jej dziecku.
    Podobnie jak Ty uwazam , ze wole nie miec kolezanek, niz miec takie, ktore I tak maja mnie I moje dzieci daleko w d.....

    Korzystaj z czasu z Mama... radujcie sie soba...

    Ja niedlugo tez zobacze moja Mame... jeszcz troszke...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miniu... właśnie o to chodzi... niektórzy ludzie poza swoim czubkiem nosa nie widzą niczego i nikogo innego wokół siebie. Z takimi ludźmi trudno jest zawrzeć przyjaźnie, bo zawrzeń zwykłą znajomość jest bardzo łatwo, prawda? Bo ta osoba zawsze ma coś do powiedzenia. Stale po prostu.

      Cieszę się razem z Tobą. Nie ma to jak Mama :)

      Usuń
  2. Ciesz sie obecnoscia mamy na calego. Glowy sobie ''internetami'' nie zawracaj.

    Ja Ciebie bardzo dobrze rozumiem. Mysle, iz wiele jest takich ''kobiet na wygnaniu'' jak my, ktore niby maja wszystko a jednak czegos im brakuje. Moj maz na szczescie to doskonale rozumie i nawet probuje pocieszac. Na szczescie kolezanek mi nie szuka!! Mialam kiedys jedna kolezanke (byla wspolokatorka), ale obecnie wyjechala z miasta a poza tym gdy sie spotykalysmy czulam sie chwilami nieco od niej gorsza (nie potrafie tego lepiej ujac). Tak jak Tobie brakuje mi wyjscia na kawke, plot o byle czym itp...I mysle, ze ta nasza ''tesknota za przyjazniami'' wcale nie musi oznaczca, iz jest nam zle na obczyznie. Trzymajcie sie cieplutko. Buziaki dla Kalinki :)

    p.s. Juz kiedys chcaialm Cie zapyatc o co chodzi w tym konflikcie z Twoja tesciowa? Czyzby o to, ze jestes zza granicy czy moze o to, ze nie dasz se w kasze dmuchac? I jaki ona w ogole ma stosunek do Twojej mamy, ktora obecnie u Was przebywa? Sorrki za wscibstwo, ale troche mnie to nurtuje. Oczywiscie nie musisz odpowiadac!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, masz rację... To są uboczne skutki naszej emigracji i również myślę, że brak towarzystwa nie musi oznaczac, ze nam jest źle...

      A teściowa ma caaaałe mnóstwo powodów, a ja całe mnóstwo win!
      Złą jestem, bo jestem Polką, bo rzuciłam urok na Hristo, bo urodziłam dziecko i sie rozchorowałam, bo jej nie doceniam i nie pieję z zachwytu nad jej dobrodusznością i wspaniałością, a jej syn jest okrutnym syneczkiem, bo nie słucha mamusi! Przecież mamusia zabroniła mu takiej dziewczyny, o ślubie już nie mówiąc, a on się uparł i mamy nie posłuchał! N i e p o s l u c h a l m a m y! - Zgroza.
      Ile razy chciałabym o niej spokojnie mówic, to zawsze mi cisnienie skoczy u sie nakrecam. Opowiem o tym jak rusze wreszcie moja chorobową opowiesc i dojde do momentu, gdzie tesciowa bedzie miala nawet swoj rozdzial.

      Usuń
    2. To Ty czarownica jestes?! Patrz, nie wiedzialam :) No i na pewno rozchorowalas sie tesciowej na zlosc, prawda?!

      Cale szczescie masz inteligentnego meza, ''chlopa z jajami'' bo niekiedy slyszy sie historie podobne do Twojej, gdzie partner staje po stronie mamusi - to jest dopiero przykre!!

      Sciskam Was mocno!!

      Usuń
  3. Kochana. Ja w Polsce mieszkam, a też nie mam do kogo twarzy otworzyć. Też sama na spacery chodzę, bo tez nie potrafię tak o podejść do innych mam... To chyba tak czasami jest :( No, ale wiedz, że nie jesteś sama i komuś gdzies tam w Poznaniu, też "czegoś brakuje".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi Agnieszko i rozumiem Cię doskonale. To nawet nie ma znaczenia, czy w Polsce czy zagranicą. Samotność wszędzie jest samotnością.

      Usuń
  4. A może przez internet uda się poznać jakąś przyjazną duszę, która mieszka w Twoim regionie i może jest też z PL ? Mamą się naciesz za wszystkie czasy i zabierz trochę na zapas, my poczekamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, przez internet, a głównie przez tego bloga, poznałam kilka osób z tej mojej gliny :D Tylko niestety mieszkają daleko. Ale mam nadzieję utrzymac te znajomosci na tyle, na ile można :) Skoro warto :)

      Usuń
  5. Mnie udalo sie poznac super dziewczyne wlasnie dzieki mojemu blogowi. Tak sie cudownie zlozylo, ze Magda rowniez mieszka w Limassol, jestesmy w podobnym wieku, I mamy bardzo podobne zainteresowania. W tym momencie jestesmy troche na innym etapie, poniewaz ona dopiero co urodzila dziecko, ale dzieki temu ze jestem z nia blisko, to wiele sie ucze. Jestem mega wdzieczna internetow, za to ze dieki temu medium udalo nam sie odnalesc:)
    Ale z drugiej strony ja tez niezmiernie tesknie za moimi przyjaciolkami z Polski. Mam grupe, z ktora przyjaznie sie od podstawowki i strasznie mi ich brakuje na codzien... Tak jak i mojej mamy oraz wspolnych wypadow do kina i teatru:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z Ciebie szczęściara :)
      A blog daje właśnie dużo możliwości. Cieszę się razem z Tobą i chwała Bogu za internet :)
      Zazdroszczę Ci troszkę, że masz grupę przyjaciół jeszcze z podstawówki, mimo że ich nie widujesz zbyt często. Takie przyjaźnie to coś pięknego! Ja takich nie mam, niestety...

      Usuń
  6. Malwina lacze się z Toba w tym samym rodzaju samotności i Cie rozumiem w 100% .... dobrze ze teraz masz mame ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luizo kochana, Ty jakbyś mieszkała tak chociaż z 300 km bliżej, to ja już w ogóle nie miałabym powodów do marudzenia :) i nie byłoby tematu!

      Usuń
  7. Mam podobnie, bowiem nie znam tutaj nikogo i nie mam żadnych koleżanek, a mój mąż tak samo się najeża, gdy mówię, że czegoś mi brakuje. Uważa, że w pewnym stopniu to moja wina, ponieważ powinnam podejść w parku do innych mam i je zagadać, ale to niewykonalne. Nie jestem otwarta, tak jak on, zawsze miałam kłopot z zawieraniem znajomości i nie sądzę, by kiedykolwiek się to zmieniło. Koleżanek mąż nie próbuje mi znaleźć, gdyż pracuje prawie z samymi mężczyznami, a poza tym wie, że sobie tego nie życzę. Mówi, że on też nie ma tutaj przyjaciół, ale przynajmniej pracuje i jego życie towarzyskie nie ogranicza się tylko do dwóch osób. To normalne, że brakuje mi babskich rozmów, a w ciągu tygodnia, gdy jestem sama w domu z Gają, praktycznie nie mam do kogo gęby otworzyć. Rozmawiam oczywiście z córeczką, lecz ona na razie włada swoim językiem i mało ją interesuje, co mam do powiedzenia. Dobrze, że mam blog i poznałam fajne dziewczyny, bo inaczej serio stałabym się odludkiem.

    Zazdroszczę Ci wizyty mamy- moja nigdy do mnie nie przyjedzie. Korzystaj ile wlezie z jej obecności i niczym się nie przejmuj- w takim momencie wirtualny świat jest mało ważny.

    Pozdrawiam i zachodzę w głowę, co to będzie za zaczepny i kontrowersyjny temat:). Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, do mnie raz zagadała pewna dziewczyna, ale jak usłyszała mój akcent, to uciekła! Nom.... Przyszła do mnie z przesympatycznym uśmiechem, ja się starałam, byłam życzliwa i było spoko... A ona się wsłuchiwała uważnie i jak już nie miała wątpliwości, że mówię z obcym akcentem, to zwyczajnie sobie poszła. Było mi strasznie przykro.

      No a nasi mężowie.. no właśnie, część dnia spędzają w pracy, a a pracy już na pewno mają do kogo usta otworzyć... Niech no te nasze dzieci podrosną trochę, to się wygadamy :) Urosną nam słuchacze ...

      A zaczepny temat? Wejdę w polemikę ze znaną polską podróżniczką....

      Usuń
    2. Pawlikowska czy Wojciechowska? Tylko one mi do głowy przychodzą:).

      Usuń
  8. Wspomniałaś ostatnio o Perperikonie, a mnie się przypomniała ciekawa książka o Bułgarii, którą czytałam jakiś czas temu. Autorka pisze głównie o Rodopach, ale podaje sporo informacji o bułgarskich tradycjach, kuchni, historii, a zwłaszcza o codziennym życiu. Były tam opinie, które mnie zaskoczyły, np. "Kobieta w tym kraju jest człowiekiem gorszej kategorii", albo: "Meżczyźni nie zajmują się domem i dzieckiem, nawet jeśli nie pracują" i jeszcze: "Ważne decyzje podejmuje ojciec, potem mąż albo najstarszy syn" itp. Jak sądzę, inaczej wygląda to na wsi czy w małej miejscowości, a inaczej w dużym mieście. Bardzo jestem ciekawa Twoich obserwacji i zdania w tej kwestii. Podrzucam temat na kolejny post. Niezbyt kontrowersyjny :)
    Pozdrawiam serdecznie
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, dziękuję za ten komentarz. Wkrótce napiszę na ten temat specjalnie dla Ciebie i odpowiem na Twoje pytania. Będziesz mogła poczytać o moich obserwacjach i wyciągnąć wnioski.
      Swoją drogą, ciekawa jestem tej książki...
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Malwinko, znalazłam: Ałbena Grabowska-Grzyb "Tam, gdzie urodził się Orfeusz". Świat Ksiażki 2011. Autorka ma bułgarskie korzenie, ale wychowała się w Polsce. Odziedziczyła po babci część domu w małym miasteczku w Rodopach. Ta książka to zbiór wspomnień z wakacji spędzanych tam w dzieciństwie, esejów na różne tematy i współczesnych reportaży. Ciekawa rzecz. Może jeszcze można kupić w internecie.
      Pozdrawiam Cię gorąco ze słonecznej Warszawy :)
      Małgosia

      Usuń
  9. Spokojnie, my poczekamy :) Ciesz się każdą minutą spędzoną z mamą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohhh, jak ja się ciesze :) Razem z mamą kisimy ogórki na zimę, lepimy pierogi do zamrażarki, robimy sałatke z kapusty na zimę.... mama chce zostawić u mnie polskie slady :)

      Usuń
  10. Rany, jak ja Cię doskonale rozumiem... Mnie to w sumie nie zależy na tym by mieć koleżankę tylko dla siebie, spokojnie zadowoliłabym się jakimikolwiek znajomymi - wspólnymi, moimi i męża. Niestety, tutaj gdzie aktualnie mieszkamy nie mamy absolutnie żadnych znajomych, sami kuzyni i krewni innej maści, ale jakby z innej planety. Większość z nich jest niewykształcona, tematy kończą nam się po wymienieniu uprzejmości. W Turcji jest sporo mieszkających Polek, ale wszystkie dość daleko ode mnie. Naszych znajomych zostawiliśmy w Polsce i w Stambule. I mój mąż, podobnie jak Twój, okropnie reaguje na moje jakiekolwiek narzekanie. On z kolei czuje się od razu winny i wyobraża sobie, że mam do niego pretensje. A jeśli chodzi o sposób wychowywania dzieci - widzę, że znowu Bułgarzy i Turcy mają mnóstwo wspólnego :) Tutaj również standardem jest, że babcia przejmuję opiekę nad dzieckiem i praktycznie sama je wychowuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Nie zaskoczyło mnie to :) Domyślałam się, że i w Turcji babcie zajmują się wychowywaniem dzieci. Mi się to w głowie nie mieści, szczerze mówiąc i trzymam teściową krótko.

      Przykre, że Ty również czujesz to samo. Znaczy, że jest nas na świecie całe mnóstwo z tym problemem. Może wszystko jeszcze przed nami. Wierzę, że w końcu jakieś przyjaźnie uda nam się nawiązać...

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  11. Malwinko! Masz nas :) Wszystkie internetowe kumpelki :) A tak całkiem serio- dobrze Cię rozumiem, mimo, że nie mieszkam na obczyźnie. Często śmieję się w moich postach, że nasze osiedle to taka wiocha zabita dechami (w tym negatywnym sensie) ale tak właśnie jest i niesie to za sobą pewne konsekwencje- mamy też są tu specyficzne i ciężko trafić na swoją bratnią duszę. Ja już przestałam szukać po kolejnych rozczarowaniach. Na szczęście mama, która od zawsze jest moją najlepszą przyjaciółką, mieszka w tym samym mieście i widujemy się często.
    Trzymaj się Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  12. Internety poczekają.. Jesteś bardzo dzielna! :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. http://portalwiedzy.onet.pl/140826,,,,na_pewno_i_naprawde,haslo.html
    Malwinko ! Czytam Twojego bloga od samego początku. Pięknie, bardzo ciekawie i emocjonalnie opisujesz swoje przeżycia. Do tego jesteś ciekawa świata i ludzi. Masz uroczą córeczkę, a ja mam wnuczkę w podobnym wieku. Wydaje mi się, że masz dystans do siebie i że nie obrazisz się na mnie z powodu linka, który wpisałam na wstępie. Błędy zdarzają się każdemu. Piszesz świetnie i tylko dlatego pozwoliłam sobie na zwrócenie Twojej uwagi na prawidłową pisownie, bo te drobne, powtarzające się w kilku miejscach uchybienia przeszkadzają mi w oddawaniu się bez reszty atmosferze jaką stwarzasz na swoim magicznym blogu. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ! No to może wreszcie się tego nauczę! :) Teraz już na pewno zapamiętam .... Mam jeszcze problem z wyrazem 'rzadko', które w mojej podświadomości każe mi pisać się jako 'żadko'.
      Cóż... jak jeszcze trochę pomieszkam za granicą i z polką pisownią będę miała kontaktu tyle, co na blogu, to boję się pomyśleć ile podobnych linków pasowałoby mi wtedy podsunąć...
      Dzięki!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  14. tutaj podobna historia z tym że rzecz dzieje się w wirtualnym świecie:)

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony przez Was komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
Bardzo serdecznie za niego dziękuję.