Kiedy urodziła się Kalinka, jej dziadkowie mówili do niej bardzo często: "Jeszcze troszkę jak urośniesz, to będziesz chodzić z mamą po jedzenie". Kompletnie nie rozumiałam sensu ich wypowiedzi.
Do czasu, gdy Kalina osiągnęła wiek 10 miesięcy, gdy jadała już większość warzyw, mięsko, jajko, gluten, gdy okazało się, że nie ma uczulenia na żadne produkty żywieniowe i gdy pediatra stwierdził, że córka może już śmiało zacząć... chodzić po jedzenie!
- Okazuje się, że w Bułgarii, przypuszczam, że w każdym mieście (niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę), funkcjonuje coś takiego jak kuchnia/jadłodalnia/stołówka dla dzieci. Jak zwał, tak zwał.
- Kiedy dziecko kończy 10 miesięcy i lekarz pediatra na podstawie wywiadu z mamą stwierdza, że dziecko jest gotowe na stołówkę, wypisuje odpowiednie zaświadczenie potrzebne do rejestracji w stołówce.
- Stołówka zwykle ma siedzibę w budynku żłobka lub przedszkola, czyli w miejscu, gdzie gotuje się posiłki dla małych dzieci.
- Po zapisaniu się do stołówki rodzic wykupuje kupony. 1 kupon = jedzenie na 1 dzień
- Cena jednego kuponu wynosi 1,5 lv, co w przybliżeniu daje 3 zł. ( w 2014 roku kupon kosztował 1 lv, a w 2013 był po 0,80 lv. To tak w ramach małej dygresji o tym, jak wszystko drożeje i jak błyskawicznie w ciągu 2 lat cena jedzenia podwoiła swoją wartość).
- Stołówka wydaje jedzenie od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00 - 12.00
- Rodzic przynosi swoje pojemniki na jedzenie.
- Jedzenie na jeden dzień zawiera 250 ml obiadu, 150 ml zupy, 100 ml deseru.
- Jedzenie jest różnorodne, domowe, zdrowe, pełnowartościowe, pożywne i odpowiednie dla diety małych dzieci.
- Obiad zawsze zawiera potrawę z mięsa lub ryby. Przykładowe obiady to: kurczak z ryżem, królik z warzywami, ryba z warzywami, mięso mielone wieprzowe z kapustą, kurczak ze szpinakiem, gjuwecz, grochówka, cielęcina z ziemniakami.
- Przykładowa zupka to: pomidorowa, warzywna, mleczna, zupa z soczewicy, kartoflana oraz zupy sezonowe, np. z cukinią.
- Deser stanowi zazwyczaj jakiś budyń kakaowy, waniliowy, lub kisiel owocowy. Podają też ryż z jabłkiem.
- Posiłki są gotowane (NIE - smażone, NIE - pieczone)
- Obiady są przecierane, aby były odpowiednie dla malutkich, często jeszcze szczerbatych :) smakoszy.
- Dla większych dzieci, które już z łatwością poradzą sobie z gryzieniem posiłków, można kupić czerwony kupon, dzięki któremu dostaniemy obiad nie-przetarty.
- Rodzice wybierają jedzenie ze stołówki tak długo, dopóki dziecko nie pójdzie do przedszkola, gdzie będzie w dalszym ciągu korzystało z tej samej kuchni, tylko że już na miejscu i pod opieką wychowawców.
Jakieś minusy tej kuchni? Ja ich nie znam. No może drażnią mnie jedynie długie kolejki. Wiecie jak to wygląda? Trochę jak za czasów komuny... Stoisz z kuponem w ręku, czekasz w długiej kolejce. Dzieci w wózkach "zaparkowane" też czekają. Jedne grzecznie, inne mniej grzecznie, a jeszcze inne, jak Kalina, dostają szału na widok oddalonej o kilkanaście metrów zjeżdżalni, a ona ma tu siedzieć w tym wózku i się na zjeżdżalnie tylko patrzeć? No way! Zachowam dla siebie to, jaki nieraz córka funduje mi wtedy koncert. Od dawna zawsze przed południem wychodzimy z Kalinką po jedzenie, co dla nas równa się zawsze z przedobiednim spacerem. Dziecku obiady smakują, choć czasem niczego do ust nie chce wziąć. (A to już nie jest winą stołówki, tylko kaprysem Kaliny, która za żadne skarby nie otworzy ust na absolutnie żadne jedzenie, jeśli akurat wychodzą jej zęby, jest przeziębiona, albo ma takie widzimisię.) Według mnie obiadki te pięknie pachną domową kuchnią i są bardzo pożywne. Doceniam też to, że są zróżnicowane, gdyż mi osobiście czasem brakuje pomysłów na obiad dla dziecka. Jeśli chodzi o jakość produktów, to nigdy osobiście tego nie sprawdziłam. Nie zaglądałam kucharom do garów i nie zbadałam świeżości produktów. W naszym mieście stołówka cieszy się jednak bardzo dobrą opinią i nikt na jedzenie nie narzeka, więc i ja im ufam. Nie zauważyłam nigdy, żeby dziecku po jedzeniu tych obiadków było źle, nie miała niestrawności a w zupie nie pływały włosy. Z kuchni jestem zadowolona i to bardzo.
Acha! Post zatytułowałam trochę zaczepnie, ale spokojnie. Czasem coś dziecku ugotuję, zazwyczaj na weekendzie, lub gdy pada deszcz i nie wybieramy się po jedzenie. Kalina i tak przyzwyczaiła się do bułgarskiej kuchni i - o zgrozo! - ona gardzi pierogami!!! Dacie wiarę? Muszę popracować nad jej polską połową.
wow ... w sumie to fajny pomysł z tymi stołówkami :) tym bardziej jak piszesz czasami brak pomysłu na obiad :) i plus za to, że są tanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwww.peacehappinessfamily.blogspot.tw
Taka stołówka to nie głupi pomysł, ale gdyby u Nas coś takiego funkcjonowało, to wszystkie te dostępne deserki i obiadki w słoiczkach nie miałyby prawa bytu.
OdpowiedzUsuńOstatnie 4 dni u Nas były męczarnią. Hania nie chciała właśnie otworzyć buzi, żeby coś zjeść. nic a nic. Ani pić, ani jeść... dobrze, że cycusiem nie pogardziła. Obstawiam, że to zęby, bo jak próbowałam smarować jej dziąsęłka (skończyło się to moim płaczem- tylko nie wiem, czy ze smiechu czy z bólu płakałam (: ) to czułam jak jej te tylne ząbki ostatnie wychodzą.
P.S. Moja mama i brat też nie lubią pierogów :D
Super pomysł. Chętnie czasami bym z czegoś takiego skorzystała, bo tak jak wspomniałaś często mi pomysłów brak. Stefano nie należy do dzieci rzucających się na jedzenie (no chyba, że paluszki, chrupki itp), więc pewnie by marudził, ale marudzi mi również w domu. Ostatnio ma fazę na spaghetti i jak widzi inny kształt makarony to mocno zaciska zęby.
OdpowiedzUsuńNo popatrz :O zawsze czegos nowego mozna sie dowiedziec!
OdpowiedzUsuńA gdy pada albo jest zima i nie chce sie isc- to te dni przepadaja czy sa to kupony ale nie datowane ??
Z drugiej strony nikt nie powie ze dzieci glodne chodza- a jesli kogos nie stac na taka zaplate?? jak sie to ma do zarobkow- co z rodzicami?? Moga tez gdzies wykupic jedzenie?? Czy Ty potem extra gotujesz dla siebie i meza?? oczywiscie rozumie, ze to jedzenie dla maluszkow ale gdy juz maja dwa latka mozecie przeciez jesc wszyscy to samo ??
Zaciekawilas mnie bardzo- fajnie tak odkrywac inne kraje :)
Kupony nie przepadają, bo datuje się je na bieżąco, to znaczy w danym dniu odstaje podpis, drą kupon na pół i dostaję jedzonko.
UsuńJeśli kogoś nie stać... nie ma zapomogi do tego jedzenia. Jeśli kogoś nie stać, to gotuje w domu...
Jak to się ma do zarobków ? - w tym roku cena skoczyła do 1,5 lv za dzienną dawkę obiadów, to jest tak.. hmm.. średnio. Nie jest bardzo tanio ( jak było za 80 stotinki to była fajnie ), ale ludzie chodzą, kolejki jak były długie, tak są, więc wniosek jest taki, że ludzi stać. Dla porównania jeden słoiczek Gerbera (tak, naszego poczciwego Gerbera z Polski, który znajduję tu na bułgarskich półkach sklepowych) kosztuje około 1,80 lv. To więcej niż te 3 słoiczki pożywnego domowego jedzenia, które bierzemy ze stołówki...
Dla dorosłych nie ma takich stołówek.
Ja w domu od zawsze gotowałam tak, jak dla dorosłych, bo Kalinka miała swoje jedzenie ze stołówki. Teraz też biorę stamtąd jedzenie, bo wciąż jej się podobają, przywykła do ich smaków i łaskawie otwiera usta, gdy ją tym karmię. (Tak jak wspominałam, Kalina bywa niejadką). Biorę jej czerwone kupony, czyli z "całym" drugim daniem (nieprzetartym). Nie wiem, może ona przywykła do tych smaków... Nie za bardzo chce z nami jadać nasze obiady i dla niej musiałabym gotować coś specjalnego. Już za miesiąc idzie do przedszkola, a tam dalej będzie na tej kuchni, bo to w tym samym budynku, te same kucharki, to samo menu, tylko już nie na wynos :)
Nooo.. jak pierwszy raz o tym słyszałam też mnie to zaciekawiło. To jest duże, ogromne ułatwienie dla matek, które tak czy siak dziecku muszą dać jeść - czy ugotować, czy kupić gotowce w słoiczkach. U nas się bierze gotowe, co nieraz wychodzi taniej.
Dziekuje bardzo za taka wyczerpujaca odpowiedz! Swiat zadziwia- ale wiesz z taka specjalnoscia jeszcze nigdzie sie nie spotkalam! Fajnie, ze sie u Ciebie zaczytalam :)
UsuńAle super inicjatywa nic tylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post! Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Czy to jest w całym kraju, czy to tylko lokalna/samorządowa inicjatywa? Wiesz może, skąd taki pomysł? To mi trochę wygląda na relikt dawnych czasów, stołówka i kupony dla maluchów... :) Ale jaka fajna pomoc dla mam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie
Małgosia
Nie wiem dokładnie od kiedy tak mają, ale od bardzo dawna chyba. Mój mąż gdy był dzieckiem też jadał jedzenie ze stołówki. Nie jest to lokalna inicjatywa, na pewno nie, bo znam jedną młodą mamę z północnej Bułgarii (ja mieszkam w południowej) i tam też mają stołówkę. Byłabym skłonna powiedzieć, że każde miasto ma taką stołówkę (lub więcej, jeśli miasto jest duże).
UsuńMi coś się to kojarzy też z barem mlecznym, coś na wzór tego, ale jednak co innego. Bardzo fajna sprawa, bo tak naprawdę przyzwyczajasz dziecko do jedzenie, które będzie miało w przedszkolu. Jest więc szansa, że przedszkolak nie będzie wtedy marudził przy jedzeniu ;)
Pozdrawiam Małgosiu :)
Ale rewelacyjny pomysł!!!
OdpowiedzUsuń