Nieopodal wsi Matochina, o której pisałam zeszłego roku (klik) znajduje się ciekawe miejsce. W dodatku na całkowitym odludziu. Wśród wzgórz, pól i łąk są tam dwie skalne cerkwie. Dojazd do nich jest średnio oznakowany i w ogóle zapuścić się w te tereny polecam wyłącznie tym, którzy mają jakieś pojęcie, jak w te miejsca trafić oraz wiedzą, jak z tego końca świata wrócić do domu. Nas oprowadzał nasz przyjaciel Stefan, więc Stefanie, jeśli pofatygowałeś się, by przetłumaczyć ten post i zaglądnąłeś na mojego bloga, pozdrowienia dla Ciebie!
Ok, jak już sprawdziłam czujność Stefana, mogę przejść do rzeczy.
We wsi Mihalicz znajduje się pierwsza skalna cerkiew, którą odwiedziliśmy. Miejsce to jest tak dobrze skryte, że szukając skalnej świątyni, chyba w życiu bym jej nie zauważyła...
Jest ona wewnątrz wzgórza, więc szukając cerkwi możesz chodzić po wzgórzu i zrzędzić, że gdzieś tu powinna być. Szukasz jej zupełnie tak, jak znany Hilary szukał okularów. Bystrzak, który odkryje wejście do cerkwi może sobie pogratulować (bułgarskim zwyczajem).
Wewnątrz jest ołtarz, przy którym na poniższym zdjęciu widać, jak grzebie moja córka Kalina. Rzeczą niezwykle ciekawą jest fakt, że cerkiew ta pochodzi z X w. Tak, z X. Do kogo jeszcze nie dotarła ta niezwykłość, niech zaduma się jeszcze raz - cerkiew z X w. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy my Polacy (tak głęboko wierzący naród) mamy jakąś świątynię aż z X wieku... (Mamy?) Przecież dopiero wtedy nasz kraj przyjął chrzest.
Legenda głosi, że skalnej cerkwi pilnują dwa węże. Przed setkami lat do tej świątyni udawali się ludzie chorzy i cierpiący, a jeśli obok nich prześliznęły się owe żmije, chorzy cudownie ozdrowieli. Tu w tym momencie powstaje w mojej niedouczonej, być może nieświadomej głowie konflikt, który przypomina mi, że średnio należałoby ufać wężom w ich dobroczynną moc i symbolika węża w chrześcijaństwie nijak ma się do czynienia dobra....
Ale na szczęście wokół cerkwi krąży ten druga legenda, której bardziej jestem skłonna dać wiarę. Ponoć woda, która kapie przez skałę ma leczniczą siłę. Faktycznie słychać stale cichutkie kap-kap.
A co tak zainteresowało moje dziecko przy tym ołtarzu? Piasek! A wiadomo, że dla dwulatki piasek oznacza wyśmienitą zabawę. Tym bardziej, jeśli są na nim ewidentnie rzadko spotykane w piaskownicy zabawki - pisanki wielkanocne.
Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się inna skalna cerkiew, a tej już trudno nie zauważyć.
Jeśli pomyśleliście to, co ja, to pędzę z odpowiedzią, że nie! To nie jest tunel w którym śmiga super szybki pociąg. To kolejna, pochodząca również z X wieku skalna cerkiew.
Wewnątrz było ciemno i zimno, więc nie udało mi się dostrzec ołtarza i żmii na szczęście też nie.
Cieszę się, że odwiedziłam te miejsca, bo mówię Wam! Ja wręcz uwielbiam takie powiewy przeszłości. Lubię to! Jak sobie idę ja, marny człowiek XXI w. tam ze swoim smarfonem, z rozpaczą szukam zasięgu i myślę, żeby zdążyć się zapakować do auta, zanim spadnie deszcz. I dumam o tym, że w tym miejscu, które przez setki lat chyba niewiele się zmieniło, byli kiedyś ludzie zupełnie z innego świata, może nawet butów nie mieli i z pewnością do głowy im nie przyszło jaki będzie świat w 2015 roku.
Wrócimy tam jeszcze.
Cudowne miejsce, urocze zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńFantastyczny weekend :)
OdpowiedzUsuńCudnie i jak zielono wkoło :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zwiedzac :) Z przyjemnoscia zwiedzam z Wami :)
OdpowiedzUsuńZdjecie Kalinki w tej zieleni cudowne!!
Zdjęcia Kalinki cudowne, takie anielskie :)
OdpowiedzUsuńCzyli, ze weekend udany :) Bulgaria zaskakuje mnie na kazdym kroku, kto by pomyslal, ze tyle tam pikenych i ciekawych miejsc.
OdpowiedzUsuńSuper wypad!
OdpowiedzUsuńDrugie od końca zdjęcie jest po prostu... czadowe :) Fajnie, że wypad się Wam udał :)
OdpowiedzUsuńBułgaria jest faktycznie piękna, a Kalinka to małe cudo:).
OdpowiedzUsuń...żeby takie piaskownice powstawały u Nas :)
OdpowiedzUsuń