Na sam koniec marca opowiem jedną ciekawostkę, dotyczącą tego miesiąca. Tu w Bułgarii mówi się, że marzec to kobiecy miesiąc. Kobiety mają swoje święto nie tylko 8. marca, ale przez cały miesiąc.
W Polsce mówi się, że kwiecień-plecień przeplata lato z zimą. W Bułgarii takim psotnym miesiącem jest marzec. Od pogody można wszystkiego się spodziewać. Jest zmienna i kapryśna. Zupełnie jak kobiety....
Niedawno usłyszałam od rodziny mojego męża ciekawą "prikaskę". Otóż okazuje się, że bułgarski alfabet składa się z 30 liter. Marzec ma 31 dni, ale 31.marca nie jest już istotny i w poniższej grze nie uczestniczy.
Zatem - każdy dzień marca odpowiada poszczególnym kobietom.
Alfabet bułgarski to :
A - A
Б - B
В - V
Г - G
Д - D
Е - E
itd.
W marcu można odczytać, jaki nastrój będzie dominował w życiu poszczególnych kobiet.
Tak więc:
1. marca pogodę obserwują wszystkie Anny, Antoniny, Avgustiny........
2. marca Bożany, Biliany.......
3. marca Wiktorie, Wasileny....
4. marca Gergany, Galie, Gabriele.....
5. marca Danuty, Donki......
6. marca Eveliny, Eleny...
itd.
Jeśli pada deszcz - kobieta będzie niezadowolona i przygnębiona przez cały rok.
Jeśli pada śnieg - będzie nieszczęśliwa.
Jeśli świeci słońce - rok cały będzie radosna.
Gdy pogoda jest zmienna - tak zmienny los będzie miała w ciągu roku.
Ciekawa wróżba. Niektórzy pytają mnie tu, jaka pogoda była, gdy 15. marca, gdy świętowały kobiety, których imię zaczyna się na M., jak moje. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że z racji tego, że ja nie jestem Bułgarką, to mnie nie dotyczy i nie zwróciłam na to uwagi.
Swoją drogę, Bułgarzy przywiązują wielką wagę do pierwszej litery imienia. Ale o tym opowiem innym razem.
poniedziałek, 31 marca 2014
niedziela, 23 marca 2014
***
Spanikowani wróciliśmy do Bułgarii. Baliśmy się strasznie. Co się stało? Dlaczego cysta podwoiła swoją objętość? Przecież ona nie była problemem.
Panikowaliśmy, że dziecko może urodzić się chore, ale prawdziwe niebezpieczeństwo rosło we mnie jak bomba zegarowa, która w każdej chwili może wybuchnąć. Dosłownie. I tak też się niewiele później stało.Wtedy jeszcze nie byliśmy świadomi tego, jak bardzo poważna jest sytuacja. To, co siedziało na moim lewym jajniku wciąż jeszcze nazywałam cystą, nie wiedząc, że na imię jej RAK.
Od wizyty u ginekologa w Polsce minęło dwa tygodnie. Tu w Bułgarii udaliśmy się do lekarza, pokazując mu zdjęcie z USG, na którym widać, że cysta, która zawsze była spokojna i miała 4,5 cm, dziś oszalała. Ma 8 cm średnicy. Doktor zbadał mnie natychmiast. Wynik - 15 cm. Osłupiał. Słowo daję, wcięło go.
- Cysta ma 15 cm. Znaczy to, że co 2 tygodnie podwaja swoją objętość. To bardzo dziwne. Trzeba ją natychmiast usunąć. Musisz znaleźć lekarza, który podejmie się operacji w 7. miesiącu ciąży. Ja tego nie mogę zrobić, nie poradzę sobie. Musisz pojechać na konsultację do Domu Matki w Sofii, lub do Szpitala Uniwersyteckiego w Płowdiwie. Tam są lekarze, którzy zajmują się takimi sprawami.
Rozłożył ręce:
- Malwina, ja tymi rękami nie jestem w stanie ci pomóc. Musisz znaleźć kogoś innego. Przykro mi.
To był pierwszy szok. Od tego momentu zaczęła się dla mnie seria szoków. Wszystko co się działo później i każde kolejne ciosy były szokiem. Wszystko, co widziałam, obserwowałam w szpitalach, było szokiem. Zdrowy człowiek, który nie obcuje często z chorymi ludźmi, nie zdaje sobie często sprawy, jaki ten świat jest pełen ogromnych nieszczęść. Strasznych. Każdy pacjent ma swoją tragiczną historię. Podziwiam, bardzo podziwiam ludzi, którzy pracują w służbie zdrowia i spotykają się z tym na co dzień.
Następnego dnia pojechaliśmy do Płowdiwu. Gabinet ginekologiczny na parterze budynku Szpitala Uniwersyteckiego. Weszłam, powiedziałam, że mój ginekolog polecił mi ten szpital, że tu podobno ktoś może mi pomóc, że mam cystę wielkości 15 cm i jestem w 7. miesiącu ciąży. Doktor, który to usłyszał, powiedział, że w życiu nie słyszał o czymś takim i nie wie co ma robić. Mam iść piętro wyżej do profesora Pehlivanova, który powie mi, co dalej.
Profesor Pehlivanov.
Człowiek, który uratował mi życie.
Człowiek, który uratował życie mojemu dziecku.
Człowiek, który był w idealnym miejscu i o właściwej porze, dzięki czemu nieraz powziął słuszną decyzję.
Człowiek, który jest lekarzem z całego serca.
Mój anioł stróż.
Nieraz, kto czytał moje bazgrolenia, zauważył może, że bywam przesądna lub wierzę w jakieś głupoty, wróżby itp. Nie jestem i nie wierzę. Ale profesor Pehlivfanov był moim Aniołem Stróżem i w to wierzę baaardzo. I nie chcę wiedzieć, jak to o mnie świadczy, ale innej opcji nie było. Ten człowiek spadł mi z nieba.
Jestem i będę mu wdzięczna do końca życia i zawsze będę głosić jego chwałę.
Weszliśmy z Hristo do gabinetu profesora.
Kategoryczny, konkretny, wie, co mówi, uczony, nie wdający się w dyskusję. Niesamowicie surowy. On mówi i jego trzeba słuchać. Wielki, wysoki, silny. Kiedy nie podoba mu się, co do niego mówisz, zamyka ci usta kategorycznymi słowami. Nie duma, nie myśli, nie drapie się po głowie próbując wymyślić, co tu robić. Działa.
- Kobieto, ty masz w brzuchu cystę, która rośnie. Lada chwila pęknie w brzuchu, a wtedy pozostaje ci jedynie 15 minut na uratowanie. Absolutnie żadna operacja w 7. miesiącu ciąży nie wchodzi w grę. Jutro zgłosisz się tu z samego rana z bagażem. Zostajesz na patologii ciąży aż do porodu. I nie ma innej opcji.
Wracaliśmy do Swilengradu sparaliżowani strachem. Jeszcze skoczyliśmy po zakupy - 3 piżamy, kapcie, ręczniki. Tyle, resztę mi kiedyś przywiezie Hristo. Nie ma czasu na głupoty. Trzeba się tulić, tulić i tulić, póki siebie mamy, bo za chwilę będę sama daleko w szpitalu. Około 170 km od siebie. Trzeba się tulić szybko, i całować w czółko i mówić, że wszystko będzie dobrze.
Tego wieczoru zrobiliśmy film komórką. (Który za nic w świecie nie chce się obrócić o 90 stopni.)
Miał na niego patrzeć, gdy będę daleko. Będzie dzwonił 100 razy dziennie, a ja będę dzwonić za każdym razem, gdy coś mi się będzie działo. Będzie chodził do pracy, a jak tylko będzie mógł, to do mnie przyjedzie.
Rano byliśmy gotowi do drogi. Jadę do szpitala i obym została tam jak najdłużej. Do terminu porodu zostało jeszcze przecież 2 miesiące. Szmat czasu.
- Hristo, kiedy tu wrócę, już nigdy nasze życie nie będzie takie samo. Kiedy tu wrócę, będzie nas troje.
piątek, 21 marca 2014
Malwina na krańcu świata
MATOCHINA
Piękny, słoneczny poranek. Pogoda taka, że grzechem byłoby przesiedzieć cały dzień w domu. „Chcesz pojechać gdzieś na spacer?”- zapytał mój mąż. Jasne, że chcę. Zawsze chcę.
Zabraliśmy dziecko, kolegę, psa i ruszyliśmy w kierunku końca świata – jak się okazało.
Wieś położona jest w górach Sakar. To te góry dzielą Bułgarię z Turcją. W związku z tym jest miejscem ściśle chronionym. Ze szczytu wieży widokowej stale jest się pod czujną obserwacją stróżów prawa. Kiedyś, by wjechać do wsi trzeba było wylegitymować się uzbrojonym strażnikom granicznym , którzy kontrolowali przejezdnych w dwóch miejscach. Dziś zostały tam dwie opuszczone „budy”, które tylko straszą, a wjechać można do Matochiny bez problemu. Nic dziwnego, że wiele ludzi opuściło to miejsce, które prawie przypomina więzienie. Nie sądzę, by znalazło się wielu chętnych, chcących mieszkać w miejscowości otoczonej drutem kolczastym.
![]() |
Tuż za wzgórzem pierwsza turecka wioska. |
Ale!
Na wzgórzu we wsi Matochina naprawdę jest coś do zobaczenia. Ruiny twierdzy Bukelon - jedna z najlepszych fortyfikacji zachowanych w Bułgarii. Twierdza przed laty chroniła wejścia do Adrianopolu – dzisiejszego miasta Edirne w Turcji. Rzeczywiście znajduje się ono około
Twierdza w całości zbudowana jest z kamieni. Te same kamienie spotkać można w konstrukcji niektórych domów w wiosce. Dlaczego? Skąd się tam wzięły? Domyślcie się, bo ja tego otwarcie nie skomentuję.
Twierdza została zbudowana w czasach rzymskich około IV w.n.e.
Tutaj także odbyła się bitwa w 1205 roku, kiedy to car Kaloyan pokonał Krzyżaków.
Więcej o Matoczinie dowie się ten, kto zna bułgarski – z poniższego filmiku.
A ja powiem – lubię to. I chcę tam wracać. Bo to bardzo tajemnicze miejsce. Ma swoją aurę, a człowiek XXI wieku, wychowany w wielkiej cywilizacji ODDYCHA HISTORIĄ.
wtorek, 18 marca 2014
Zakończyć temat bocianologii
Pisałam kiedyś o wróżbie z bocianami.
Zatem widziałam go już tej wiosny. Co robił? Siedział na gnieździe i a ni drgnął. Jechaliśmy wtedy z Hristo samochodem. Strasznie mnie ten bocian przygnębił, a jak powiedziałam mężowi, o co chodzi, wyśmiał mnie:
- Malwinka, bociany dopiero przyleciały z ciepłych krajów. Normalne, że siedzą i odpoczywają. Zmęczone są. Nigdy twój pierwszy bocian nie będzie radośnie klekotał i kręcił piruety w powietrzu. Takie bociany zobaczysz w środku lata, ale nie teraz. Więc przestań wierzyć w takie głupoty.
Następnego dnia jedziemy samochodem znów, a za oknem spacerują sobie spokojnie 3 bociany. Chodzą sobie ładnie, całe i zdrowe, niespecjalnie zmęczone. Wyglądały na zupełne zadowolone z życia bociany. Trzy, w dodatku.
Siła racjonalnego umysłu NIE WIERZĘ we wróżbę o bocianach. Te dwa lata pod rząd sprawdziło się zupełnie przypadkiem. Hristo ma absolutną rację. Wróżba o bocianach to bujda, jakich wiele.
To nie ma znaczenia, czy bocian lata, siedzi, chodzi, czy też leży i kwiczy. Nie wierzę we wróżbę o bocianach.
Na wszelki wypadek uwierzę tylko, że ten siedzący bocian to była moja fatamorgana. Zmęczona byłam, niewyspana i wydawało mi się, że widzę jakiegoś siedzącego bociana na gnieździe, który ani drgnie. Pierwszy bocian ten wiosny był przecież w liczbie "3" i spacerował w gronie rodzinnym/bocianiastym.
Uwierzę w to, tak na wszelki wypadek ;)
Zatem widziałam go już tej wiosny. Co robił? Siedział na gnieździe i a ni drgnął. Jechaliśmy wtedy z Hristo samochodem. Strasznie mnie ten bocian przygnębił, a jak powiedziałam mężowi, o co chodzi, wyśmiał mnie:
- Malwinka, bociany dopiero przyleciały z ciepłych krajów. Normalne, że siedzą i odpoczywają. Zmęczone są. Nigdy twój pierwszy bocian nie będzie radośnie klekotał i kręcił piruety w powietrzu. Takie bociany zobaczysz w środku lata, ale nie teraz. Więc przestań wierzyć w takie głupoty.
Następnego dnia jedziemy samochodem znów, a za oknem spacerują sobie spokojnie 3 bociany. Chodzą sobie ładnie, całe i zdrowe, niespecjalnie zmęczone. Wyglądały na zupełne zadowolone z życia bociany. Trzy, w dodatku.
Siła racjonalnego umysłu NIE WIERZĘ we wróżbę o bocianach. Te dwa lata pod rząd sprawdziło się zupełnie przypadkiem. Hristo ma absolutną rację. Wróżba o bocianach to bujda, jakich wiele.
To nie ma znaczenia, czy bocian lata, siedzi, chodzi, czy też leży i kwiczy. Nie wierzę we wróżbę o bocianach.
Na wszelki wypadek uwierzę tylko, że ten siedzący bocian to była moja fatamorgana. Zmęczona byłam, niewyspana i wydawało mi się, że widzę jakiegoś siedzącego bociana na gnieździe, który ani drgnie. Pierwszy bocian ten wiosny był przecież w liczbie "3" i spacerował w gronie rodzinnym/bocianiastym.
Uwierzę w to, tak na wszelki wypadek ;)
sobota, 15 marca 2014
Kalina rośnie
Wczoraj byliśmy na spacerze. I to wcale nie na takim zwykłym. Bo to niecodzienny spacer był. Ważny taki.
Rowerowy!Wiem, że może Kalinka jest jeszcze zbyt mała na rower, że jeszcze nie potrafi chodzić, a ja ją rowerami wozić chcę. Ale było super. Podobało się księżniczce bardzo i strasznie się śmiała do chodnika. Pierwszy raz jechała tak nisko i chodnik okazał się straszliwie zabawny! Kto by pomyślał.
Później dołączyło do nas kilku znajomych z dziećmi. Dopadła mnie refleksja, jak to moje dziecko szybko rośnie i jak szybko leci czas. Wśród Kaliny koleżanek jedna miała 6 miesięcy, a druga 1 miesiąc. Maleństwa. Dopiero co Kalinka była taka malutka, a teraz jest najstarsza, a ja popisuję się doświadczeniem - A nie przejmuj się. To normalne, że wpycha rączki w usteczka. Nasza też tak robiła. A to nic, że nie smakuje jej zupka z Gerbera. A nie ma się czym przejmować, że zrobiła 5 kupek w ciągu jednego dnia.
Mądrości strudzonych mam.
czwartek, 13 marca 2014
My się zimy bać musimy
Świat oszalał, zwariował i najprawdopodobniej stanął na głowie.
O jakiej zimie ja piszę, pomyślicie pewnie, bo w Polsce wiosna na całego. Wiem, wiem, widziałam prognozę pogody dla Polski i zazdroszczę. Ja, będąc tu w Bułgarii, zazdroszczę Wam wiosny.
Trzy dni temu spadł u nas śnieg. Straszny, zimny, mokry i co najgorsze - ciężki. Tak ciężki, że pozrywał słupy telegraficzne w Swilengradzie. Nagle wieczorem zostaliśmy bez prądu. Kalina już spała, a ja z mężem zamiast gapić się wieczorem w telewizor, spędziliśmy wieczór przy świecach wspominając stare dobre i złe dzieje.
Następnego dnia liczyłam na cud. A tu nie dość, że nie było i prądu, to także i wody oraz zasięgu w telefonach. Koniec świata 2014! Spanikowałam. Hristo śmiał się ze mnie, że panikuję, jak tylko prądu zabraknie. Takie rzeczy się zdarzają. Całkiem niedawno nawet słyszałam w telewizji, że spora część północnej Polski została bez prądu z powodu jakiegoś huraganu, który do Polski się zbliżał. Ok, zdarza się, zdarza, ale jak już się mi przydarzyło, to nie mogłam się odnaleźć.
Bez telewizji, komputera - przeżyję, ale.... bez wody? Bez kuchenki elektrycznej? A jak odgrzeję dziecku obiad? Ma jeść zimny? Bez ogrzewania w domu? I cicho tak i strasznie i ponuro!
W dodatku nieczynne były wszystkie sklepy, stacje benzynowe, zamknięte szkoły, przedszkola i wszystkie instytucje. Pomoc, która przyjechała z innych miast uporała się z problemem około 17.00. Hristo pobiegł po chleb do sklepu, ale chleba przecież nie było, bo i piekarnia nie pracowała w nocy.
Mina mojego psa mówiła sama za siebie. |
Dzień później poszłam z Kalinką na spacer. Świeciło słonko, topniał śnieg i mijała już ta zła aura.
To był błąd. W połowie drogi zostałam fizycznie wykończona. Pchanie wózka przez te zaspy okazało się nie na moje siły. I nerwy. Na szczęście szwagier odwiózł nas do domu. Gdyby nie to, stałabym tam na środku chodnika i płakała, czekając, aż nadejdzie wiosna.
Myślałam, ze zimy mi nie straszna. A jednak! Takiej zimy to ja się boję.
środa, 12 marca 2014
Poza zasięgiem wzroku
Spotykasz na ulicy tłumy ludzi. Jeden przechodzień, drugi, trzeci, trzydziesty. Nawet nie wiesz, ilu z nich jest pod kamuflażem. Ilu wróci do domu, zdejmie perukę, zmaże dorysowane brwi, przebierze się w luźny, domowy sweter, który dobrze zasłoni poharatane ciało.
Skąd ja to znam?
Poruszył mnie TEN ARTYKUŁ. Przeczytajcie.
Skąd ja to znam?
Poruszył mnie TEN ARTYKUŁ. Przeczytajcie.
poniedziałek, 10 marca 2014
Mój Dzień Kobiet
Dzień kobiet w Bułgarii świętuje się podobnie, jak w Polsce. Mężczyźni wręczają kobietom kwiaty, ale niekoniecznie tulipany.
Dzień kobiet tutaj równa się Dniu Matki. Tego dnia w przedszkolach organizowane są spotkania z mamami, gdzie dzieci przygotowują dla mam przedstawienia, wierszyki, śpiewają piosenki.
Myślę, że absolutnie wszystkie dzieci w Bułgarii znają tę piosenkę:
Słowa piosenki znaczą mniej więcej:
"Miła moja mamo,
słodka i dobreńka,
jak mam Ci powiedzieć,
jak Cię kocham.
Wiem, że całymi nocami,
nade mną czuwałaś,
w tym ciepłym pokoju
piosenki mi śpiewałaś."
Piękne słowa, pięknie brzmią w dziecięcych ustach.
Osobiście jest mi trochę żal, że 26. maja jest w Bułgarii całkowicie normalnym, zwykłym dniem. Chciałabym, żeby Kalina właśnie wtedy mi śpiewała. Albo przynajmniej złożyła życzenia.
Chociaż właściwie to chyba nieważne kiedy, prawda?
Zadbałam o to, by w jakiś sposób i tak być 26. maja zadowolona. Zdecydowałam, że każdego roku tego dnia będziemy robić "to samo" zdjęcie. Taka sama poza, ja w białej koszulce, Kalina w czerwonej. Przez lata będziemy widzieć, jak się zmieniamy.
A co do Dnia Kobiet. Siódmego marca pojechaliśmy od babci mojego męża na wieś. Zostaliśmy tam na noc. Wieczorem zostawiliśmy śpiącą Kalinkę pod opieką babci, a sami poszliśmy ze znajomymi do knajpy. Siedzieliśmy do późna, wybiła północ i koleżanka powiedziała - No, to chyba mamy dziś święto.
A Hristo na to - A właśnie, to wszystkiego najlepszego, Malwinko.
Pomyślałam, że zapomniał i ona mu przypomniała. Pewnie bez tego nie złożyłby mi życzeń.
Następny dzień prawie cały wciąż spędzaliśmy u babci i wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Hristo natychmiast poszedł do dziecięcego pokoju i przyniósł, Bóg jedne wie skąd, prezent. I cieszę się strasznie, że nie były to kwiaty, perfumy i inne duperele, które i tak często wręcza mi bez okazji. Dał mi ten oto obraz i powiedział -
Kupiłem Ci go, bo ktoś musi mi pomóc dbać o moje dwie kobiety. A kto zrobi to lepiej, jak nie najlepsza Matka na świecie.
Dzień kobiet tutaj równa się Dniu Matki. Tego dnia w przedszkolach organizowane są spotkania z mamami, gdzie dzieci przygotowują dla mam przedstawienia, wierszyki, śpiewają piosenki.
Myślę, że absolutnie wszystkie dzieci w Bułgarii znają tę piosenkę:
Słowa piosenki znaczą mniej więcej:
"Miła moja mamo,
słodka i dobreńka,
jak mam Ci powiedzieć,
jak Cię kocham.
Wiem, że całymi nocami,
nade mną czuwałaś,
w tym ciepłym pokoju
piosenki mi śpiewałaś."
Piękne słowa, pięknie brzmią w dziecięcych ustach.
Osobiście jest mi trochę żal, że 26. maja jest w Bułgarii całkowicie normalnym, zwykłym dniem. Chciałabym, żeby Kalina właśnie wtedy mi śpiewała. Albo przynajmniej złożyła życzenia.
Chociaż właściwie to chyba nieważne kiedy, prawda?
Zadbałam o to, by w jakiś sposób i tak być 26. maja zadowolona. Zdecydowałam, że każdego roku tego dnia będziemy robić "to samo" zdjęcie. Taka sama poza, ja w białej koszulce, Kalina w czerwonej. Przez lata będziemy widzieć, jak się zmieniamy.
A co do Dnia Kobiet. Siódmego marca pojechaliśmy od babci mojego męża na wieś. Zostaliśmy tam na noc. Wieczorem zostawiliśmy śpiącą Kalinkę pod opieką babci, a sami poszliśmy ze znajomymi do knajpy. Siedzieliśmy do późna, wybiła północ i koleżanka powiedziała - No, to chyba mamy dziś święto.
A Hristo na to - A właśnie, to wszystkiego najlepszego, Malwinko.
Pomyślałam, że zapomniał i ona mu przypomniała. Pewnie bez tego nie złożyłby mi życzeń.
Następny dzień prawie cały wciąż spędzaliśmy u babci i wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Hristo natychmiast poszedł do dziecięcego pokoju i przyniósł, Bóg jedne wie skąd, prezent. I cieszę się strasznie, że nie były to kwiaty, perfumy i inne duperele, które i tak często wręcza mi bez okazji. Dał mi ten oto obraz i powiedział -
Kupiłem Ci go, bo ktoś musi mi pomóc dbać o moje dwie kobiety. A kto zrobi to lepiej, jak nie najlepsza Matka na świecie.
Zaskoczył mnie. Jest wierzącym prawosławnym chrześcijaninem, ale nigdy tego specjalnie nie okazywał.
Dziś z samego rana pojechał do cerkwi poświęcić obraz.
Powiesił na ścianie i powiedział:
"Niech mi Oni pomogą, niech tylko sprawią, żebyście ty i Kalina były zdrowe, a ja już zadbam o całą resztę."
Wstyd mi. Już nigdy więcej ani na chwilę nie zapomnę, że mam najlepszego męża na ziemi.
Dziś z samego rana pojechał do cerkwi poświęcić obraz.
Powiesił na ścianie i powiedział:
"Niech mi Oni pomogą, niech tylko sprawią, żebyście ty i Kalina były zdrowe, a ja już zadbam o całą resztę."
Wstyd mi. Już nigdy więcej ani na chwilę nie zapomnę, że mam najlepszego męża na ziemi.
czwartek, 6 marca 2014
Jeszcze o Martenicy
Zapraszam do obejrzenia poniższych zdjęć.
Przedstawiają one obchody święta Martenica w Swilengradzie.
Taki oto pokaz zorganizowano na głównym deptaku miasta.
Chciałabym podzielić się refleksją.
Podoba mi się to, jak Bułgarzy cenią sobie tradycję narodową. I to, że mali i duzi umieją tańczyć tańce narodowe. I także te narodowe stroje bułgarskie, które często przy różnych okazjach, pokazach przywdziewają.
Żałuję, że w Polsce takie tradycje zanikają. Nie zdarzyło mi się zobaczyć w Polsce, żeby ktoś tańczył jakiś narodowy taniec z powodu jakiegoś święta. Zwykły Polak, a nie zawodowy tancerz.
Jak świętuje zwykły człowiek w Polsce? Z okazji jakiegoś ważnego święta. Co mam odpowiedzieć, gdy mnie tu o to pytają? Myślę i w pamięci szukam, żeby tak ktoś z mojej rodziny, sąsiadów, znajomych śpiewał narodowe pieśni, tańczył narodowy taniec w narodowym stroju. Chodzi o ludzi, dla których byłoby to oczywiste. I cóż, nic takiego nie przychodzi mi na myśl, więc odpowiadam tylko, że wieszamy polską flagę na balkonie. I na tym się kończy.
Zatem popatrzcie jak się świętuje nadejście wiosny w Bułgarii.
Zdjęcia pochodzą z profilu Хуманитарни дейности - Свиленград na Facebooku.
Przedstawiają one obchody święta Martenica w Swilengradzie.
Taki oto pokaz zorganizowano na głównym deptaku miasta.
Chciałabym podzielić się refleksją.
Podoba mi się to, jak Bułgarzy cenią sobie tradycję narodową. I to, że mali i duzi umieją tańczyć tańce narodowe. I także te narodowe stroje bułgarskie, które często przy różnych okazjach, pokazach przywdziewają.
Żałuję, że w Polsce takie tradycje zanikają. Nie zdarzyło mi się zobaczyć w Polsce, żeby ktoś tańczył jakiś narodowy taniec z powodu jakiegoś święta. Zwykły Polak, a nie zawodowy tancerz.
Jak świętuje zwykły człowiek w Polsce? Z okazji jakiegoś ważnego święta. Co mam odpowiedzieć, gdy mnie tu o to pytają? Myślę i w pamięci szukam, żeby tak ktoś z mojej rodziny, sąsiadów, znajomych śpiewał narodowe pieśni, tańczył narodowy taniec w narodowym stroju. Chodzi o ludzi, dla których byłoby to oczywiste. I cóż, nic takiego nie przychodzi mi na myśl, więc odpowiadam tylko, że wieszamy polską flagę na balkonie. I na tym się kończy.
Zatem popatrzcie jak się świętuje nadejście wiosny w Bułgarii.
Zdjęcia pochodzą z profilu Хуманитарни дейности - Свиленград na Facebooku.
środa, 5 marca 2014
Liebster Blog Award
,,Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".
Bardzo dziękuję za nominację Mamuśce Mylci z bloga http://mama-ma-bloga.blogspot.com/.
Oto pytania skierowane do mnie:
I moje odpowiedzi:
1. Na szpilki to ja kocham jedynie patrzeć, bo jak dla mnie są najbardziej niewygodnymi butami na świecie. Wybieram trampki.
2. "Zavinagi" Boris Soltariyski
3. Srebrna
4. Tylko zdrowa żywność.
5.Prowadzę bloga, ponieważ podoba mi się taki kontakt ze światem, z Polską, z przyjaciółmi.
6. Tak. Nie obżerałabym się czekoladą. Wtedy bym sobie oszczędziła takich "ciężkich" efektów, jakie mi to przyniosło. Niczego więcej bym nie zmieniła.
7. Hristo i Kalinę i Mamę.
8. Polski.
9. Wszyscy dają po trochu, ale najwięcej siły trzeba szukać samemu w sobie.
10. Łakomstwo.
11. A maaaam atut jeden cudowny - wyśmienicie przebieram rękami.
Pytania ode mnie:
1. Lubisz podążać za modą?
Bardzo dziękuję za nominację Mamuśce Mylci z bloga http://mama-ma-bloga.blogspot.com/.
Oto pytania skierowane do mnie:
1. Trampki czy szpilki?
2. Twoja ulubiona piosenka to ...?
3. Biżuteria złota czy srebrna?
4. FastFood czy zdrowa żywność?
5. Prowadzisz bloga, ponieważ...
6. Gdybyś mogła cofnąć czas, to czy zmieniłabyś coś w swoim życiu?
7. Najbardziej na świecie kochasz ... ?
8. Do pełni szczęścia brakuje Ci ...?
9. Co/Kto Ci daje siłę do pokonywania życiowych trudności ?
10. Twoja największa wada, to ...?
11. Twój największy atut, to ...?
I moje odpowiedzi:
1. Na szpilki to ja kocham jedynie patrzeć, bo jak dla mnie są najbardziej niewygodnymi butami na świecie. Wybieram trampki.
2. "Zavinagi" Boris Soltariyski
3. Srebrna
4. Tylko zdrowa żywność.
5.Prowadzę bloga, ponieważ podoba mi się taki kontakt ze światem, z Polską, z przyjaciółmi.
6. Tak. Nie obżerałabym się czekoladą. Wtedy bym sobie oszczędziła takich "ciężkich" efektów, jakie mi to przyniosło. Niczego więcej bym nie zmieniła.
7. Hristo i Kalinę i Mamę.
8. Polski.
9. Wszyscy dają po trochu, ale najwięcej siły trzeba szukać samemu w sobie.
10. Łakomstwo.
11. A maaaam atut jeden cudowny - wyśmienicie przebieram rękami.
Pytania ode mnie:
1. Lubisz podążać za modą?
2. Owoce zimowe, czy letnie?
3. Jakie jest wymarzone miejsce na świecie,w którym chciałabyś się znaleźć?
4. Paznokcie długie, czy krótkie?
5. Czy uważasz się za szczęściarę? Dlaczego?
6. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
3. Jakie jest wymarzone miejsce na świecie,w którym chciałabyś się znaleźć?
4. Paznokcie długie, czy krótkie?
5. Czy uważasz się za szczęściarę? Dlaczego?
6. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
7. Kto jest dla Ciebie wzorem do naśladowania?
8. Co w szkolnych latach podobało Ci się najbardziej?
9. Dzień zaczynam od...
10. Co drażni Cię u innych
Wśród moich nominacji będą różne blogi, między innymi dotyczące mojego hobby. Zatem o odpowiedź poproszę:
http://aaabyniezwariowac.blogspot.com/
http://mamsposob.blogspot.com/
http://kiddie-and-more.blogspot.com/
http://miimii-diy.blogspot.com/
http://szydelkobean.blogspot.com/
http://send-me-a-postcards.blogspot.com/
http://kamilamiller.wordpress.com/
http://sweetandknit.blogspot.com/
http://bogumilap.blogspot.com/
http://wkacie-decoupage.blogspot.com/
http://zamotane.blogspot.com/
Dziękuję!
9. Dzień zaczynam od...
10. Co drażni Cię u innych
Wśród moich nominacji będą różne blogi, między innymi dotyczące mojego hobby. Zatem o odpowiedź poproszę:
http://aaabyniezwariowac.blogspot.com/
http://mamsposob.blogspot.com/
http://kiddie-and-more.blogspot.com/
http://miimii-diy.blogspot.com/
http://szydelkobean.blogspot.com/
http://send-me-a-postcards.blogspot.com/
http://kamilamiller.wordpress.com/
http://sweetandknit.blogspot.com/
http://bogumilap.blogspot.com/
http://wkacie-decoupage.blogspot.com/
http://zamotane.blogspot.com/
Dziękuję!
niedziela, 2 marca 2014
Ostatki
Dziś Bułgarzy znowu świętują.
Na 7. niedzielę przed Wielkanocą przypadają w Bułgarii ostatki. Związanych jest z nimi kilka rytuałów. Oto one. Nie wszystkie są do dziś praktykowane, ale spora większość - tak.
* Tego dnia jada się mleczne produkty - ser, "kiseło mljako" - czyli naturalny jogurt, banica, chałwa z orzechami, ugotowane żyto.

* Chłopak, któremu podoba się jakaś dziewczyna, udaje się przed jej dziedziniec i strzela z prymitywnie wykonanego łuku zapaloną strzałę w kierunku domu. Rodzina dziewczyny gasi płomienie, a ona sama zbiera strzały z dziedzińca. Ta, która ma ich najwięcej, ma największe powodzenie.
Wiem, wiem, jak to brzmi. Pytałam Hristo, czy zdarzyło mu się kiedyś ganiać za jakąś
dziewczyną z rozpaloną strzałą. Wyśmiał mnie, ale mówi, że to bardzo możliwe, że pradziadkom się zdarzało.
* Dziś pali się na dziedzińcu ognisko. Ażeby być zdrowym cały rok, trzeba przez nie przeskoczyć. Pytam zatem męża - "Skakałeś?". - Skakałem jak młode jagnię.
* Tańczy się wokół ogniska i śpiewa.
* Wodzirej rzuca strzały, które najpierw przez cały tydzień sam własnoręcznie wykonywał. Jak je rzuca - widać na poniższym filmie. Przed każdym rzutem mówi, czego oczekuje. Na przykład - "Tę strzałę rzucam za zdrowie dla wszystkich mieszkańców wsi."
* Wszyscy zbierają się w domu najstarszego męskiego członka rodziny. On wiąże na sznurku kawałek chałki lub ugotowane jajo i kręci nim okręgi w powietrzu. Dzieci siadają wokół stołu. Zasady gry - musisz ustami złapać chałkę, bez użycia rąk. Ponoć dzieci mają z tego niezły ubaw.
- Robiłeś tak?
- Byłem mistrzem w łapaniu jaja.
* Młodsi całują dłoń mamy, taty, teścia, teściowej, dziadka, babci, wszystkich starszych od siebie. Wypowiadają przy tym słowa "Proszę o przebaczenie."
Ci zaś odpowiadają "Przebaczam ci" i sami również o to proszą. Już każdy między sobą wie, co komu wybacza i nikt tego głośno nie mówi.
Osobiście uważam to za genialny zwyczaj. Chyba przydałby się na całym świecie. Jeśli dziś w Bułgarii nie poprosisz mamy o przebaczenie, to tak, jakbyś w Wigilię w Polsce nie połamał się z mamą opłatkiem.
Trzeba wybaczać.
Dziś w Swilengradzie chyba nic nie wyjdzie z tego świętowania, bo cały dzień pada deszcz.
Jednak drugi punkt wieczoru chyba nas nie ominie. Teściowie właśnie dzwonili, żebyśmy przyszli. Zbieram się i idziemy sobie przebaczać....
Na 7. niedzielę przed Wielkanocą przypadają w Bułgarii ostatki. Związanych jest z nimi kilka rytuałów. Oto one. Nie wszystkie są do dziś praktykowane, ale spora większość - tak.
* Tego dnia jada się mleczne produkty - ser, "kiseło mljako" - czyli naturalny jogurt, banica, chałwa z orzechami, ugotowane żyto.

* Chłopak, któremu podoba się jakaś dziewczyna, udaje się przed jej dziedziniec i strzela z prymitywnie wykonanego łuku zapaloną strzałę w kierunku domu. Rodzina dziewczyny gasi płomienie, a ona sama zbiera strzały z dziedzińca. Ta, która ma ich najwięcej, ma największe powodzenie.
Wiem, wiem, jak to brzmi. Pytałam Hristo, czy zdarzyło mu się kiedyś ganiać za jakąś
dziewczyną z rozpaloną strzałą. Wyśmiał mnie, ale mówi, że to bardzo możliwe, że pradziadkom się zdarzało.
* Dziś pali się na dziedzińcu ognisko. Ażeby być zdrowym cały rok, trzeba przez nie przeskoczyć. Pytam zatem męża - "Skakałeś?". - Skakałem jak młode jagnię.
* Tańczy się wokół ogniska i śpiewa.
* Wodzirej rzuca strzały, które najpierw przez cały tydzień sam własnoręcznie wykonywał. Jak je rzuca - widać na poniższym filmie. Przed każdym rzutem mówi, czego oczekuje. Na przykład - "Tę strzałę rzucam za zdrowie dla wszystkich mieszkańców wsi."
* Wszyscy zbierają się w domu najstarszego męskiego członka rodziny. On wiąże na sznurku kawałek chałki lub ugotowane jajo i kręci nim okręgi w powietrzu. Dzieci siadają wokół stołu. Zasady gry - musisz ustami złapać chałkę, bez użycia rąk. Ponoć dzieci mają z tego niezły ubaw.
- Robiłeś tak?
- Byłem mistrzem w łapaniu jaja.
![]() |
* Młodsi całują dłoń mamy, taty, teścia, teściowej, dziadka, babci, wszystkich starszych od siebie. Wypowiadają przy tym słowa "Proszę o przebaczenie."
Ci zaś odpowiadają "Przebaczam ci" i sami również o to proszą. Już każdy między sobą wie, co komu wybacza i nikt tego głośno nie mówi.
Osobiście uważam to za genialny zwyczaj. Chyba przydałby się na całym świecie. Jeśli dziś w Bułgarii nie poprosisz mamy o przebaczenie, to tak, jakbyś w Wigilię w Polsce nie połamał się z mamą opłatkiem.
Trzeba wybaczać.
Dziś w Swilengradzie chyba nic nie wyjdzie z tego świętowania, bo cały dzień pada deszcz.
Jednak drugi punkt wieczoru chyba nas nie ominie. Teściowie właśnie dzwonili, żebyśmy przyszli. Zbieram się i idziemy sobie przebaczać....
sobota, 1 marca 2014
1 marca - Martenica
1 marca obchodzony jest w Bułgarii jeden z moich ulubionych zwyczajów - MARTENICA.
Ażeby w miarę sensownie Wam o nim opowiedzieć, wypunktuję czym charakteryzuje się martenica:
* Po bułgarsku "marzec" to "mart"(март), stąd nazwa święta - martenica.
Ażeby w miarę sensownie Wam o nim opowiedzieć, wypunktuję czym charakteryzuje się martenica:
* Po bułgarsku "marzec" to "mart"(март), stąd nazwa święta - martenica.
* Dziś w Bułgarii są imieniny Marty, więc wszystkim Martom - wszystkiego najlepszego!
* Z tej okazji ludzie rozdają sobie czerwono - białe sznureczki, bransoletki, broszki, pomponiki, plecionki, wstążki. Każda taka rzecz nazywa się tak samo, jak to święto - martenica. Warto tego dnia nosić ich kilka w kieszeni. Jeśli spotkasz kogoś znajomego, należy podarować mu marteniczkę.
* Jest to głównie bułgarski zwyczaj, ale spotkać można go także w Albanii, Grecji, Macedonii, Rumunii i Serbii - czyli tam, gdzie występują bułgarskie mniejszości etniczne.
* Legenda głosi, że martenica sięga czasów chana Asparucha, który był twórcą naddunajskiej Bułgarii. Zwiastował on nadejście swojej siostry Huby na nowo zdobyte ziemie białą nicią, przybrudzoną krwią. Ponoć była to krew, która polała się, gdy siostrę zaatakował sokół.
* Od tego czasu biało-czerwona nić symbolicznie wiąże ze sobą wszystkich Bułgarów w jeden zdrowy i szczęśliwy naród.
* Wierzy się, że marteniczki w domu chronią domowników przed złem, chorobami, pechem, ubóstwem. Jednocześnie zapowiadają długie życie, zdrowie i siłę.
* Kolor biały symbolizuje długie życie, czerwony zaś - zdrowie i siłę.
* Mężczyźni noszą marteniczki na prawej, a kobiety na lewej ręce.
* W wierzeniach narodu bułgarskiego Baba Marta to uosobienie wiosny i marca. Jest siostrą Stycznia i Lutego. Baba Marta zazwyczaj jest wściekła na swoich braci, bo ci dwaj całą zimę, każdego roku wypijają całe wino i nie zostawiają siostrze nic nawet na skosztowanie.
Stąd przekonanie, że Babę Martę należy udobruchać. Jest przecież ona taka kapryśna - raz jest słonecznie, świeci słońce, a drugim razem wieje silny wiatr i pada deszcz.
* Otrzymane marteniczki czekają, aż nadejdzie wiosna. Gdy zobaczysz pierwszego tej wiosny bociana - ściągnij marteniczkę i włóż ją pod kamień. Gdy zobaczysz pierwsze pączki na drzewie, wtedy ściągnij marteniczkę i powieś ją na gałązce. To ma przynieść zdrowie i powodzenie.
A tak wyglądają ulice każdego miasta tuż przed 1 marca. Stragany pełne marteniczek.
* Rok temu martenica miała dla mnie szczególnie symboliczne znaczenie. Ci, którzy mi ją 1. marca wiązali na ręce, życzyli mi przede wszystkim zdrowia. 11 marca jechałam wtedy z Hristo i jego bratem do Płowdiwu do szpitala na pierwszą chemioterapię. Przez okno samochodu zobaczyłam siedzącego na gnieździe bociana. Nikt inny oprócz mnie go nie widział. Zdjęłam marteniczkę i wsunęłam ją pod kamień przy budynku Kompleksowego Centrum Onkologii w Płowdiwie. I już się nie bałam - to był dla mnie znak, że wszystko będzie dobrze. Jechałam po zdrowie, a bocian mi je zasygnalizował.
** Bociany.
Dwa lata temu byłam u cioci w Polsce. Zobaczyłam bociana z małym bocianiątkiem. Po raz pierwszy tamtej wiosny. Ciocia powiedziała, co oznacza pierwszy wiosenny bocian.
- bocian z bocianiątkiem - będzie dziecko
- bocian lata - będzie energiczny,szczęśliwy rok
- bocian siedzi - rok pełen smutku, bezruchu i ogólny marazm
- bocian na jednej nodze - raz dobrze, raz źle
Wtedy mi się sprawdziło. W zimie urodziła się Kalinka.
Rok temu ten pierwszy bocian widziany w drodze do Płowdiwu - siedział na gnieździe i ani drgnął. Faktycznie, rok cały miałam siedzący, leżący nawet. W szpitalu głównie. Tego roku mam nadzieję zobaczyć bociana, który radośnie klekocze i kręci piruety w powietrzu. Na innego nawet nie spojrzę.
Panie Boże, chroń mnie przed siedzącymi bocianami. Forever and ever and Amen.
* Z tej okazji ludzie rozdają sobie czerwono - białe sznureczki, bransoletki, broszki, pomponiki, plecionki, wstążki. Każda taka rzecz nazywa się tak samo, jak to święto - martenica. Warto tego dnia nosić ich kilka w kieszeni. Jeśli spotkasz kogoś znajomego, należy podarować mu marteniczkę.
* Jest to głównie bułgarski zwyczaj, ale spotkać można go także w Albanii, Grecji, Macedonii, Rumunii i Serbii - czyli tam, gdzie występują bułgarskie mniejszości etniczne.
* Legenda głosi, że martenica sięga czasów chana Asparucha, który był twórcą naddunajskiej Bułgarii. Zwiastował on nadejście swojej siostry Huby na nowo zdobyte ziemie białą nicią, przybrudzoną krwią. Ponoć była to krew, która polała się, gdy siostrę zaatakował sokół.
* Od tego czasu biało-czerwona nić symbolicznie wiąże ze sobą wszystkich Bułgarów w jeden zdrowy i szczęśliwy naród.
* Wierzy się, że marteniczki w domu chronią domowników przed złem, chorobami, pechem, ubóstwem. Jednocześnie zapowiadają długie życie, zdrowie i siłę.
* Kolor biały symbolizuje długie życie, czerwony zaś - zdrowie i siłę.
* Mężczyźni noszą marteniczki na prawej, a kobiety na lewej ręce.
* W wierzeniach narodu bułgarskiego Baba Marta to uosobienie wiosny i marca. Jest siostrą Stycznia i Lutego. Baba Marta zazwyczaj jest wściekła na swoich braci, bo ci dwaj całą zimę, każdego roku wypijają całe wino i nie zostawiają siostrze nic nawet na skosztowanie.
Stąd przekonanie, że Babę Martę należy udobruchać. Jest przecież ona taka kapryśna - raz jest słonecznie, świeci słońce, a drugim razem wieje silny wiatr i pada deszcz.
* Otrzymane marteniczki czekają, aż nadejdzie wiosna. Gdy zobaczysz pierwszego tej wiosny bociana - ściągnij marteniczkę i włóż ją pod kamień. Gdy zobaczysz pierwsze pączki na drzewie, wtedy ściągnij marteniczkę i powieś ją na gałązce. To ma przynieść zdrowie i powodzenie.
A tak wyglądają ulice każdego miasta tuż przed 1 marca. Stragany pełne marteniczek.
Dziadek-skarb, najlepsza matka, ukochana nauczycielka, najwspanialszy chłopak... |
Jak ulica długa i szeroka - martenice. |
Baba Marta |
Drzewko z marteniczkami. Zdjęcie z listopada, więc marteniczki ubiegłoroczne. |
* Rok temu martenica miała dla mnie szczególnie symboliczne znaczenie. Ci, którzy mi ją 1. marca wiązali na ręce, życzyli mi przede wszystkim zdrowia. 11 marca jechałam wtedy z Hristo i jego bratem do Płowdiwu do szpitala na pierwszą chemioterapię. Przez okno samochodu zobaczyłam siedzącego na gnieździe bociana. Nikt inny oprócz mnie go nie widział. Zdjęłam marteniczkę i wsunęłam ją pod kamień przy budynku Kompleksowego Centrum Onkologii w Płowdiwie. I już się nie bałam - to był dla mnie znak, że wszystko będzie dobrze. Jechałam po zdrowie, a bocian mi je zasygnalizował.
** Bociany.
Dwa lata temu byłam u cioci w Polsce. Zobaczyłam bociana z małym bocianiątkiem. Po raz pierwszy tamtej wiosny. Ciocia powiedziała, co oznacza pierwszy wiosenny bocian.
- bocian z bocianiątkiem - będzie dziecko
- bocian lata - będzie energiczny,szczęśliwy rok
- bocian siedzi - rok pełen smutku, bezruchu i ogólny marazm
- bocian na jednej nodze - raz dobrze, raz źle
Wtedy mi się sprawdziło. W zimie urodziła się Kalinka.
Rok temu ten pierwszy bocian widziany w drodze do Płowdiwu - siedział na gnieździe i ani drgnął. Faktycznie, rok cały miałam siedzący, leżący nawet. W szpitalu głównie. Tego roku mam nadzieję zobaczyć bociana, który radośnie klekocze i kręci piruety w powietrzu. Na innego nawet nie spojrzę.
Panie Boże, chroń mnie przed siedzącymi bocianami. Forever and ever and Amen.
Subskrybuj:
Posty (Atom)